W CIENIU CHWAŁY to kolejny policyjny dramat, który po Oscarowej INFILTRACJI ponownie jest na fali.
Niestety film Gavina O'Connor w historii gatunku raczej sie nie zapisze. Co więcej obraz znudził krytyków i zawiódł widzów (czego dowodem jest marne 15 milionów dolarów wpływów w USA).
Produkcja tak nie tak dawno ukazała się u nas na DVD, ale jakoś specjalnie nie zachęcam do jej obejrzenia.
Gavin O"Connor kolejny raz chce nam przedstawić dramat opowiadający o korupcji w policji, kino zadające trudne pytania moralne i mówiące na temat sensu winy i odkupienia.
Niegdyś takie tematy z powodzeniem roztrząsał choćby Sidney Lumet czy Michael Mann.
Niestety O'Connor w tej sprawie nie ma nicwięcej do powiedzenia jako filmowiec, a co gorsza jego produkcja nuży i w zasadzie, gdy będziemy się chcieli temu filmowi przyjrzeć się bliżej to dojdziem ydo wnoisku, że W CIENIU CHWAŁY to efektowna wydmuszka, która od śroidka jest niestety pusta.
Zastanawiam się tylko co w tej dość przeciętnej (by nie powiedzieć marnej) produkcj irobi taka luksusowa obsada?! Owszem Edward Norton gra tu przyzowicie, ale jednak poniżej swych możliwości. Jon Voight w zasadzie każe widzowi cieszyć się tym, żę w ogóle pojawił sie na ekranie. Najlepiej wypada tutaj Colin Farrell, któremu jednak nei dano wystarczająco wiele czasu ekranowego. To właśnie jego posatć jest najbardziej dwuznaczna moralnie i palona przez wewnętrzne demony. Szkoda, że ani scenariusz, ani reżyser nie wykorzystali w pełni potencjału tego aktora.
W CIENIU CHWAŁY to kino, które usiłuje łączyć policyjny kryminał z ordzinnym dramatem. Wychodzi to bardzo średnio. Jako kryminał obraz niczym nie zaskakuje, gdyż twórcy odsłanają swe karty po 15 minutach projekcji. Kiedy już wszystkie storny ideologicznego sporu są obsadzone przez kolejnie 105 minut nie dzieje się nic, albo prawie nic.
Norton biega po mieście i usiłuje odtworzyć znany już jako tako widzowi bieg tragiczncyh zdarzeń, Farrell z grupa skorumpowanych glin usiłują tuzować po sobie ślady. Voight i Emmerich mają wyrzuty sumeinia i dbają o jedność rodziny.
SZkoda tylko, że wszytsko to ukazane jest dość niefrasobliwie i bez specjalnego dramatycznego zacięcia.
Co gorsza zakończenie filmu jest dość banalne i pozostawiające w widzu kosmiczny niedosyt.
W CIENIU CHWAŁY to kino w zamierzeniu ambitne i usiłujące odpowiedzieć na trudne pytania. Niestety tej odpowiedzi w zasadzie nie udziela, a sam film powoli umiera tu w gąszczu mało znaczących i apatycznie rozegranych scen.
W całym tym zgiełku broni się jako tako obsada oraz przyzwoite zdjęcia.
Oglądać tylko i wyłącznie przez wzgląd na aktorów w tym filmie występujących.
Podobne odczucia miałem po obejrzeniu tego filmu. Temat powielony po raz kolejny, scenariusz nic nowego nie wnosi. Da się obejrzeć, ale nie pozostawia niczego znaczącego po sobie. 5/10.
Mi osobiście film się podobał. Całkiem niezłe rzemiosło. Na tle chały, która ostatnio dominuje film ten należy odnotować na plus.
Za nieporozumienie w tym filmie uważam końcówkę, która jak w większości amerykańskich filmów jest bez sensu.
Film owszem nie powala na kolana, ale jest całkiem dobrze skonstruowany. Pokazuje brutalność policji i to jak jest umoczona. Co do "oskarowej" Infiltracji to żrzyna z azjatyckiego filmu (były chyuba ze trzy części, zerżnięta jest ta pierwsza). I to tak wielka, że 75 % filmu jest kropka w kropkę. Nawet tekst...
film nie najwyższych lotów. nawet zapomniałem, że go oglądałem i nie pamiętam o co w nim chodzi, zapamiętałem tylko mecz na początku filmu.
Ja tak miałem z Hitmanem ;P zdarza się, kiedy film jest kiepawy.
Ten taki właśnie jest. Założyciel tego wątku ma racje, 5/10
A ja się wyłamię i dam 7, ale chyba tylko z powodu sentymentu Nortona. W pierwszej godzinie trochę się zdrzemnęłam, ale w drugiej była jedna scena, która mnie urzekła, + Norton, wychodzi 7. Czysta kalkulacja:)
Bardzo lubiłem Nortona, ale już mi przeszło. Ten facet wszędzie gra tak samo, tzn chodzi mi o sceny kiedy robi żałosną-rozżaloną-umęczoną minę udręczonego typka ... nie wiem czy wiecie o co mi chodzi, ale w każdym filmie jaki sobie przypominam musi tak zagrać choc przez chwilę.
Bo ? Inaczej nie umie ? Umie, ale jednak i tak ten motyw się powtarza. Fight Club, Hulk, Iluzjonista, American History X, powyższa produkcja - tak od ręki sobie przypomnę. Niestety mocno się zraziłem do niego przez tą jego powtarzalność :/
Ja tak mam z większością filmów. Infiltracji też nie pamiętam, ktoś tam kogoś podmienił, infiltrował, z tego filmu to nic nie pamiętam oprócz jakiejś sceny co Nortona wrabiają. Pamiętam Ojca Chrzestnego, Taksówkarza, Requiem dla snu, Nauczyciela od Muzyki, czy Świętego Grala. Co jak co filmy są teraz dobrze robione, ale to już było...
a ja powiem tylko: gówno prawda... ten film ma niesamowity klimat a pooglądać go warto chociażby na świetną gre zarówno colina jak i edwarda... oboje są obecnie moim zdaniem na szczycie najlepszych aktorów hollywood'u... przy ich wspaniałej grze na minusy tej produkcji można przymknąć oko... film ogólnie jest naprawdę dobry..
Wiadomo nie od dziś, że tyle opinii ile oglądających i każda może być inna. Jak dla mnie mocne 7/10, ale nie o tym chciałem.
Autor tego postu napisał o postaci granej przez Colina Farrella, że jest "najbardziej dwuznaczna moralnie i palona przez wewnętrzne demony". Przyznam szczerze, w żaden sposób nie mogę dostrzec w Jimmym Eaganie wewnętrznej rozterki i walki z samym sobą. Jest to człowiek do cna zły, który nie ma skrupułów aby poświęcić brata swojej żony czy nawet zamordować z zimną krwią.
Ktoś może powiedzieć: chwila przecież kochał żonę i dzieci, robił to dla nich. No cóż taki Angel Tezo na przykład eliminował wszystkich na swojej drodze, ale nie mógł zastrzelić swoje kobiety. Czy to czyni go lepszym? Moim zdaniem nie.