"In Good Company" to opowieść o starciu "starych" z nowymi". Tych pierwszych reprezentuje Dan Foreman. Jest odpowiedzialny, doświadczony, z niejednego pieca jadł, sporo wie i przeżył. Nie jest jednak już tak szybki i elastyczny jak kiedyś, ma też inne priorytety, a kariera zawodowa nie stanowi już dla niego jedynego celu w życiu. "Młodych" reprezentuje Carter Duryea. Jest dynamiczny, pomysłowy i całkowicie zaangażowany. Ma niewielkie doświadczenie i wiedzę, ale za to idealnie wyczuwa trendy, znakomicie czuje się w świecie biznesu wymagającym szybkiego działania i myślenia. Dan zdaje się na wylocie swej zawodowej kariery, Carter dla kariery zniszczył swoje krótkie, 7-miesięczne małżeństwo. Kiedy Carter zostaje szefem dwa razy starszego Dana, starcie wydaje się nieuniknione. Jednak film powstał w USA, łatwo zatem przewidzieć, że cała historia obraca się wokół prostego motta: w różnorodności siła. Dan i Carter wiele się od siebie wzajemnie nauczą, co stanie się dla jednego z nich niemal metafizycznym przeżyciem.
Film Weitza to standardowa, zgrabnie zgrabna produkcja, która tak naprawdę nie zapada w pamięci. Czasami przynudza, czasami jest zbyt przewidywalna, czasami jednak zabawna. Najlepsze z całego filmu są muzyczne kawałki. Zatem można obejrzeć, lecz niczego specjalnego nie należy oczekiwać.