Po pierwsze i najważniejsze, fenomenalna kreacja Daniela Day-Lewisa. Aż mi się przypomniał Pacino w "Pieskim popołudniu". Na pochwałę zasłużyli sobie również Pete Postlethwaite oraz Corin Redgrave. Jeżeli chodzi o grę aktorską to ciężko znaleźć jakikolwiek powód do niezadowolenia. Pod tym względem poziom filmu był nadzwyczaj wysoki.
Do zalet filmu wypadałoby zaliczyć również muzykę. Świetny utwór początkowy, kilka kultowych kawałków w trakcie i dość średniawa nuta końcowa.
"W imię ojca" ponoć oparty jest na faktach. Sama historia wydaje się ciekawa, jednak podana została w sposób mocno 'takisobie'. Mniej więcej w połowie filmu przestałem interesować się fabułą i skupiłem się na samych bohaterach.
7/10