Film był kręcony w domu reżyserki i w sąsiedztwie. Jest produktem rodzinnym, wspólnym dziełem pani Szumowskiej, jej dwóch mężów - byłego i obecnego, oraz sąsiadów. Ale w tym nie ma jeszcze nic złego, wrażenie niezdarnego chałupnictwa wynika z czego innego. Otóż pretekstem przedsięwzięcia był jakiś artykuł prasowy o księdzu, nic więcej. I to najbardziej widać - twórcy nie mają w tym temacie do opowiedzenia nic poza tym, co można wyczytać z gazet, cała reszta to ich bezkrytyczne, błahe wymysły, rażące sztucznością. Obraz nie jest banalny, jest powierzchowny, wątły, nieautentyczny i pod każdym względem amatorski...
Więc ja mam radę dla całego tria, dla reżyserki i jej mężów, jeśli chcą działać tak familijnie: zamiast kręcić notatki prasowe i po dyletancku naświetlać problemy całkiem sobie obce, niech robią filmy o tym co ich dotyczy, co znają i czują - o małżeńskim trójkącie, o miłości 40-letniej kobiety do mężczyzny młodszego o lat 13, o wypaleniu, o kryzysie wieku średniego! W tym temacie mieliby na pewno coś poruszającego do opowiedzenia, coś prawdziwego do pokazania. Dajcie coś z siebie, z własnego doświadczenia, od serca! Czy u nas o problemach homoseksualnych księży muszą dywagować kobiety zabujane w młokosach, zaś o miłości i pożądaniu - ględzić klechy z ambony?
Masz prawo mieć swoje zdanie co do filmu, ale nie masz prawa oceniać czyjegoś życia. Mówisz o tym tak jakby zakochanie się kobiety w młodszym od siebie mężczyźnie było czymś nie na miejscu, jakimś wypaczeniem, zresztą chyba sporo ludzi tak właśnie myśli. To smutne, że ludzie wszystko zamykają w ramkach, nie potrafią wyjść poza schemat... Ciekawe czy kiedykolwiek się to zmieni.
Prawo to ja mam, jak każdy, ale nie mam czelności, by oceniać czyjeś życie i tego przecież nie robię.
A więc gdzież ty TO WSZYSTKO dostrzegłaś? Te oceny, te wypaczenia, te ramki zamknięte, te myśli innych ludzi, te schematy... Naprawdę masz takie widzenie rzeczy?
Dlaczego akurat wspomniałeś o tym "o miłości 40-letniej kobiety do mężczyzny młodszego o lat 13" oraz o tym "kobiety zabujane w młokosach"? Prawdopodobnie dlatego, że cię to razi, masz z tym problemem, uważasz, że to wynik "kryzysu wieku średniego" a nie uczucie, które może przetrwać, czyż nie? Co do ramek, ostatnio widzę głownie ciasnotę poglądów, więc tak, w tej chwili mam "takie widzenie rzeczy".
Ale dlaczego uważasz, że TO mnie razi? Skąd u ciebie przekonanie, że w tym jest coś rażącego? Dlaczego kryzys wieku średniego miałby kogoś razić, skoro dotyka prawie wszystkich? To jakaś projekcja twoich własnych lęków na innych! A przecież mnie chodzi tylko o to, by artysta wypowiadał się na tematy sobie najbliższe, od serca, bo wtedy brzmi prawdziwie i ludzie nie parskają śmiechem w kinie jak w kulminacji tego filmu...
Równie dobrze mogłem napisać, że Szumowska powinna nakręcić film o rodzicach, bo miała fascynujących rodziców, mądrych i z klasą, a nikt nie znał ich lepiej niż ona. Czy to by też znaczyło, że mnie oni rażą?
Żona Chandlera była starsza od niego o 18 lat! Gdy zmarła próbował popełnić samobójstwo. Czy to nie jest temat na fascynujący film?
Mam wrażenie agatakoniak że to Ty masz problem czytania ze zrozumienie a nie autor postu, który bardzo wyczerpująco uzasadnił swoją ocenę filmu. Napisał zrozumiale, aby twórcy filmu nakręcili obraz na podstawie bliższych sobie spraw. Ot co. I uważam, że jego post oraz całe wytłumaczenie jest jak najbardziej spójne i logiczne.
Ty chyba tez ze zrozumieniem nie czytasz. Gdzie ja powiedziałam, że jego wypowiedź nie jest spójna lub logiczna? jedyne czego się "uczepiłam" było to, że autor tematu zachowuje się tak jakby wszystko o życiu Szumowskiej wiedział i o jej problemach, "zabujane w młokosach" - czy to brzmi jak szacunek? raczej jak szydzenie. A co do czytania ze zrozumienie, to odnosiłam się do tego, ze wcale nie powiedziałam, że razi go kryzys wieku średniego, tylko miłość kobiety do młodszego od siebie mężczyzny, co według niego jest objawem kryzysu wieku średniego, a nie prawdziwą miłością.
No ale Aga za to potrafi doskonale czytać w myślach, przez co lepiej od nas samych wie, co mówimy i co myślimy, sama sobie nasze intencje najtrafniej zinterpretuje, nie potrzebuje do tego nas i naszych idiotycznych wyjaśnień! Zaś wytykając każdemu "nieumiejętność czytania ze zrozumieniem" okazuje ludziom zwyczajnie "szacunek"...
Zazdroszczę, przyznaję się!
Ale rzecz w tym, że widziałem już chyba kilkadziesiąt filmów o kryzysie wieku średniego u mężczyzn (sporo ciekawych, budzących zazdrość), i ANI JEDNEGO u kobiet (poza jakimś kiczem z Thurman)! A tu jeszcze dochodzą przecież relacje między oboma mężami, ta cała plątanina uczuć, artystycznych ambicji, wzajemnych zależności rodzinnych, zawodowych... Mają więc gotowy materiał na intrygujący, rzetelny i oryginalny film, do nakręcenia we własnym gronie i jak najbardziej w swoim domu - tak jak świetne filmy robili u siebie Kondratiuk i Cembrzyńska. Taka myśl mnie naszła po projekcji, bo zamiast znęcać się nad twórcami chciałem znaleźć jakiś pozytyw tego rodzinnego przedsięwzięcia. No czyż to nie byłby film ciekawszy, prawdziwszy i mądrzejszy? Mają co opowiedzieć!
Homoseksualny ksiądz też jest nośny i dobrze się sprzeda, ale cóż... w tym wypadku powinni wyjść poza familijny krąg, oprzeć się na doświadczeniach i relacjach kogoś, komu temat jest znacznie lepiej znany, bliski, najlepiej - przeżyty, bo inaczej wychodzi bawiąca swą pustką toporna publicystyka, a nie prawdziwe kino.
Chodzi o to, żeby kręcić filmy o sprawach, środowiskach, kwestiach... które się zna. A jak się ich nie zna, to należy oprzeć się na wiedzy osób, które je znają, najlepiej z własnego doświadczenia! W przeciwnym razie wychodzi właśnie taka kicha, a ciekawy temat zostaje zarżnięty na długi czas.
Na pewno jest mnóstwo księży gejów, np. Wyborcza bez problemu takiego znalazła i pogadała z nim o filmie. Ale trzeba było dotrzeć do nich PRZED kręceniem. Nawet gdyby nie chcieli przedstawić własnych doświadczeń, to można było oddać im scenariusz do konsultacji, pogłębiliby go psychologicznie i rzeczowo, wskazali bzdury i ugruntowali. Tak się robi na całym świecie, nawet z bajkami i fantastyką. Żeby nakręcić film o księdzu nie wystarczy znać ojca Mateusza z TV, no chyba że twórcom chodziło o zwykłą hucpę...
Temat zasługuje na dobry film. Kościół nie zgadza się, by homoseksualista był księdzem, nawet jeśli nigdy nie był aktywny seksualnie. W seminariach stara się odławiać podejrzewanych o same myśli homo. Nie dopuszcza takich osób do kapłaństwa z różnych powodów. Po pierwsze, boi się, że ktoś taki nie utrzyma celibatu i ściągnie na Kościół oskarżenia o pedofilię. A prawie wszystkie przypadki pedofilii wśród księży to pederastia. Po drugie, skoro uważa homoseksualizm za grzech, to raczej normalne że nie chce gejów w sutannach - przecież zaraz znaleźliby się moraliści zarzucający takim księżom obłudę - sami są homo, a homoseksualizm potępiają. Hipokryci! Do tego dochodzą autentyczne, głębokie rozterki takich księży, którzy muszą sobie jakoś z tym radzić... Problem jest więc skomplikowany i na pewno wart przedstawienia w kinie. Ale właśnie został strywializowany i jakikolwiek następny film o tej tematyce będzie traktowany już jako przejaw fobii, jako po prostu "kolejny film o homo-księdzu".
Gwoli ścisłości Kościół oficjalnie uznaje za grzech nie sam homoseksualizm, a akty homoseksualne.
Nie wiem, co nazywasz "aktami homoseksualnymi", ale jeśli wyłącznie akty fizyczne, to byłoby komiczne, że np. ja wg KK już samą myślą dopuszczam się grzechu nieczystości (czyli jednego z głównych!), a gej może sobie do woli fantazjować np. o tym Kościukiewiczu, zaś grzeszyłby dopiero jakimś tam "aktem" z nim...