Myślę, że to dosyć uczciwy film, tzn. nie wpada ani w ostrożną pobożność i dewocję, ani w bezmyślny i płytki antyklerykalizm. To nie jest tylko jakaś publicystyczna wypowiedź, ale w przejmujący sposób ukazany dramat człowieka, który - jak sam to odebrałem - walczy o wierność swoim ideałom. Jest to walka tragiczna, ale przez to jeszcze bardziej przeraźliwa. Duża w tym zasługa rewelacyjnego Chyry (chociaż i inni aktorzy świetnie się spisali, zwłaszcza Simlat i Ostaszewska). Kilka scen naprawdę mocno mnie dotknęło - szczególnie kontakt Adama z siostrą na skypie, ale i rozmowa Michała z biskupem oraz jego próba spowiedzi. Na plus zaliczam też sporo nieoczywistych rozwiązań i wyborów reżyserskich. A tak poza tym to cholernie ładny film (nie tylko wizualnie).
Uważam, ze zdecydowanie w filmie występuje "bezmyślny i płytki antyklerykalizm", o czym doskonale mówi nam zakończenie, na marginesie mówiąc, błędne, ponieważ do seminarium raczej by nie przyjęli upośledzonego umysłowo człowieka, który przez cały film mówi jedno zdanie, z dużym trudem. Uważam, że w zakończeniu doskonale uwidacznia się pretensjonalny, tendencyjny zamysł reżyserki. A szkoda, bo film rzeczywiście fajnie się oglądało i jest rzeczywiście ładny. A tak, stracona szansa; niewykorzystany potencjał tylko po to, by na końcu powiedzieć "księża to pedały". Szkoda. Dodam, że nie jestem specjalnie wierzący i dobrze, że film poruszał ważne tematy, przede wszystkim seksualność duchownych, szkoda jednak tendencyjności. Tendencyjność wyklucza do pewnego stopnia traktowanie twórcy filmowego jako interesującego według mnie. Pozdrawiam.
Ja też mam zastrzeżenia do ostatniej sceny. Choć jest ona jakoś logiczna i uzasadniona psychologicznie, to jednak osłabia wymowę całości i spycha w rejony publicystyki, a przez to jest w filmie niepotrzebna.
Zgadzam się ze stwierdzeniem "cholernie ładny film". W filmie urzekają przyćmione, jasne kolory lasów, pól, jeziora. W wielu momentach przebija się promienie słońca sprawiając, że wszystko wydaje się być za mgłą. Kilka rzeczy naprawdę nadaje specyficzny klimat temu filmowi. Widać uczucia w zbliżeniach twarzy aktorów. Trzy sceny zapadły w pamięć. Dwie były głośne ze względu na towarzyszącą muzykę. Scena, gdy Andrzej Chyra po wypiciu butelki wódki tańczy z portretem papieża Ratzingera. Scena druga - gdy Chyra prowadzi procesję Bożego Ciała, a za nim przez pole idzie tłum ludzi. Każda osoba z procesji coś niesie, bagaż doświadczeń; w twarzach, oczach widać uczucia, problemy. W finałowej scenie, kiedy dochodzi do zbliżenia jest zupełna cisza, która nadaje sakralność temu momentowi. To chyba ten moment przynosi spełnienie księdzu, nie procesja, tylko możliwość ukazania uczuć, wyzbycia się ograniczeń sobie narzuconych.
Obiecywałam sobie przez długi czas, że nie będę zaglądała na forum "W imię", ale cóż, jak ubarwiać sobie dzień, to na całego. "W imię" nie ma żadnego antyklerykalnego wydźwięku, więc nie wiem, skąd te głupie oskarżenia ze strony widzów. Ale w jaki sposób ksiądz Adam "walczy o wierność swoim ideałom"? Jakie ideały mu "przyświecały"? Czy w filmie był pokazany choć jeden moment, który pokazywałby, że ksiądz Adam nie chce zrezygnować z funkcji duchownego? Przez cały film zachowywał się tak, jakby jedyną radość dawało mu przebywanie wśród młodzieży. Jaka idea mu wtedy przyświecała? Za czym chciał podążać? Naprawdę w żadnym momencie nie współczułam temu człowiekowi z ekranu, bo był najzwyczajniej w świecie nieautentyczny. Do tego wszystkiego dochodzi reakcja siostry księdza na jego wyznanie. Naprawdę tylko mnie zdziwiło to, że nie powiedziała ona nic szczególnego o wierze, Bogu? Jej jedyną reakcją na wyznanie było "ale przecież zawsze podobały Ci się kobiety". To wszystko sprowadza się do tego, że sam motyw księdza-geja był jedynie kwaśnym motywem reklamowym, który, jak widać, spełnił swoje zadanie i chyba raczej nie świadczy o "uczciwości" autorów wobec widza. Szkoda, bo sama się na to nabrałam i miałam nadzieję, że trafię na mocny film, ukazujący więcej brudu tak, jak na to wszystkich przygotowywała Szumowska. Walka bohatera jest o tyle tragiczna, że ksiądz Adam w końcu nie wie, czy czy jest gejem, czy nie jest gejem, czy to wszystko co robił wcześniej i robi teraz to tylko eksperymenty. Chyra niestety, nie był według mnie zbyt dobry. Szczególnie było to widać w scenie, gdzie ksiądz upija się i tańczy w pokoju. Naprawdę bardziej żałosnej sceny z alkoholikiem w polskim filmie dawno nie widziałam. Za to Simlat naprawdę spisał się niesamowicie dobrze. Dawno nie widziałam na naszym podwórku tak fajnie zagranej postaci, jak właśnie Michał. Ostaszewska już dawno wyskoczyła ze swoich dobrych ról, więc o niej już nie będę się szerzej wypowiadała. Z resztą jej postać była beznadziejnie skrojona, więc troszkę się nie dziwie samej aktorce. Film ogólnie wypadł .. niezbyt dobrze. Było wiele dziur w fabule. Montaż też nie był mocną stroną filmu, czasami wydawało mi się, że film "skleiło" dziecko, ale chętnie obejrzałabym jakiś film sklejony przez Jacka Drosio bez udziału Szumowskiej, bo może to nie w jego osobie tkwi cały problem. Muzyka chyba nie budzi żadnych wątpliwości - dosłownie okropnie dobrana. Jednym wielkim plusem były zdjęcia, które naprawdę momentami urzekały. Uwielbiam też scenę Michała i Adam na na polu. Naprawdę świetny obrazek. Ponadto jak możemy mówić, ze jest to uczciwy obraz, skoro pokazuje polską rodzinę ze wsi jako bandę prymitywów? Do tego jedyny mężczyzna, zdolny do pracy, opuszcza gospodarstwo ot tak, bez żadnych protestów ze strony rodziny? Ok, super, że chciał zostać księdzem (szczerze, to nie mam zielonego pojęcia, po co), ale to chyba wiąże się z określoną reakcją ze strony rodziny? Ta scena więc także nie była do końca uczciwa.