1: gonienie się po polu kukurydzianym i udawaniu małpy. Prze długa scena, nic nie wnosząca,
wydawało mi się że oglądam debili .
2: Tańczenie po pijaku przez księdza z obrazem papieża. Też tego nie rozumiałem
3: Sex dwóch gejów. Ohydne same w sobie
Z pierwszym się zgodzę, mozna byłoby wyciąc scenę i film nic by nie stracił.
Druga scena była piękna, pokazała słabość człowieka, a ksiądz też człowiek, więc wydaje mi się, że powinna zostać.
A trzecia była po prostu istotna dla fabuły. Potem jeden z chłopaków się powiesił, domyslam się, że właśnie przez ten seks. To, że scena jest ohydna nie oznacza, że bez sensu.
Zgodzę się. Szumowska chciała, żeby jej film był autentyczny, a wyszedł kiczowaty i nudny.
Według mnie scena w kukurydzy była wręcz potrzebna - moim zdaniem ukazywała nas ludzi jako pierwotne istoty o prostych ale jak że ważnych potrzebach. Reszta scen dodała tylko dramaturgii do tego filmu - w końcu obowiązywała taka tematyka i nie oszukujmy się , ale taki film bez takich scen nie był by już tak realistyczny.
Jednak wydaję mi się, że scena w kukurydzy nie była oni trochę potrzebna. Kiedy ukazywała ludzi jako pierwotne istoty? Jak bohaterowie udawali małpy, czy jak biegali po tym polu? Film był realistyczny aż za bardzo! Popatrzmy na siebie, jak robimy np. jakiś krótki film rodzinny to dajemy wszystkie sceny, po to by był on realistyczny? Nie, ponieważ film stałby się nudny. Szumowskiej za bardzo zależało na tym, aby jej film był realistyczny. Dodała jeszcze kilka niepotrzebnych scen, przypominających mi jakąś słabą komedię. Natomiast niektóre sceny były wręcz grane, jak na siłę przez aktorów. Spodziewałam się czegoś lepszego. Zawiodłam się i tyle.
Ja usunęłabym ostatnią scenę - Dynia w seminarium. Jakoś mi ciężko uwierzyć, żeby chłopak, który bądź co bądź jest upośledzony, dostał się do tej placówki i miał ambicje na księdza. Że niby co? Zafascynowany ks. Adamem postanowił pójść w jego ślady? To zresztą też można rozumieć dwojako...
może chodziło o to że w ten sposób Dynia miał nadzieje że będzie mógł 'legalnie' pod przykrywką sutanny dostać się z Adamem na parafię i baraszkować bez żadnych problemów i kombinowania, wszak za drzwiami parafii wszystkie tajemnice zostają...
Ta scena jest zupełnie nierealistyczna. Jakim cudem, wioskowy głupek dostaje się do seminarium. A pomysł że wykombinowali sobie z ks. Adamem, że pójdą na tą samą parafię i będą żyli razem na 'legalu' to też mocno naciągane. Bo po pierwsze zwierzchnicy Adama wiedzieli o jego skłonnościach (przecież co chwila go przenosili) więc wątpliwe, że zgodzili by się, żeby Adam 'wybrał' sobie wikarego :D. Jak dla mnie film mocny, dobry na tle naszych innych rodzimych produkcji, ale ta scena to porażka.