Szumowska chyba w ogóle nie rozumie katolicyzmu, świadczy o tym niemal każda scena. Tak więc "dzieło" jest zlepkiem oderwanych obrazków, powielanych (częstokroć wulgarnych i naiwnych zarazem) klisz. Widać tu nachalne, wymuszone poszukiwanie głębi, tak że w końcu wszystko zostaje niemiłosiernie... spłycone. Wyjątkowo śmieszyły mnie sceny spowiedzi, wtłaczane w film z niepokojącą częstotliwością, a ukazujące ten sakrament w jakimś dziwnym, oderwanym od rzeczywistości świetle. (Za każdym razem ksiądz w zwykłej koszuli, choćby bez stuły. Takie drobne szczegóły są bardzo znaczące...) Zdumiała mnie też sztuczna (żeby nie powiedzieć : nadęta) powaga sceny procesji przez pola - tak pretensjonalnej i okraszonej anglojęzyczną piosenką, zupełnie nie przystająca do klimatu, który reżyserka usiłowała odtworzyć. Całość historii jest zresztą niewiarygodna, fabuła została poprowadzona od schematu, do schematu, z jednej dosłowności w inną. Ta przewidywalność okazała się być niemal ponad moje siły. I nawet Andrzej Chyra nie był w stanie niczego tu uratować. Rozczarował mnie ten film. Tyle pochlebnych recenzji, te wszystkie "ważny" i "odważny"... A wszystko okazało się być tak zwyczajnie banalne.
Europejscy sowieci testują Polaków. Najpierw ten paszkwil. Później Golgota Picnic, który nie jest ani piknikiem ani sztuką. Jeżeli nie będziemy protestować to aż boję się myśleć co będzie dalej.
Szumowiny, których niektórzy bezpodstawnie nazywają "artystami" mówią, że to sztuka. Tomaszek Karolak z tego co pamiętam zachwalał tę antykatolicką golgotę. Teraz zbiera mi się na wymioty jak to coś (Karolaka) widzę w TV.