Najbardziej dojrzały film Szumowskiej, perfekcyjny od strony warsztatowej, niedoskonały jeżeli chodzi o scenariusz, ale ciekawy w swojej wymowie filozoficznej. Wizualnie atakuje wszystkie zmysły; mikrokosmos polskiej wsi stworzony z dbałością o każdy detal –symfonia dźwięków, paleta obrazów, duszna atmosfera lata miesza się z mrokiem lasu. To nie jest film o poszukiwaniu boga to raczej film o poszukiwaniu miłości i niespełnieniu kiedy jest uczuciem zakazanym. Reżyserka całą historię relacji między mężczyznami rozgrywa bardzo subtelnie, stosuje niedopowiedzenia, wprowadza nowe wątki (nieszczęśliwa żona grana przez Ostaszewską, jej mąż - niedoszły duszpasterz, relacja Gajo - Blondyn) by potem znów powrócić do głównego. Cała ta epizodyczność może działać na niekorzyść filmu, bo łatwo rozproszyć uwagę widza ale trudniej wymagać od niego ponownej koncentracji. Z drugiej strony ta metoda służy nakreśleniu wyraźnego tła gęstych relacji na drugim planie, które stają się katalizatorem uczucia miedzy Dynią a księdzem. Powoduje to też rozładowanie napięcia które płynie tu z każdego kadru. Bóg w tym filmie nie jest istotą wyższą z którą można nawiązać dialog - świadczą o tym opustoszały kościół, procesja która jest raczej manifestem niespełnienia uczuć wszystkich osób dramatu, niż wyrazem uwielbienia dla boga. Bóg jest odległy ale jego przejawy można szukać w naturze - kadry z lotu ptaka - szare lasy, bezkresne pola, nasłonecznione łąki albo w miłości do innych ludzi – słabość Piotra do ustylizowanego na Chrystusa - Dyni.Genialne są sceny metaforyczne - atawistyczna zabawa w kukurydzy – kuszenie Piotra czy regularne bieganie przez las – jako kara za grzech pożądania. Końcówka rozczarowująca, trochę jak z innego filmu, nienachlana ale sugerująca pewne rozwiązanie. Film trzeba zobaczyć, bo jest to powiew świeżości w naszym skostniałym kinie artystycznym.
Przeczytałam, że końcowa scena została dokręcona później.
Ale jak dla mnie nie ma to znaczenia, nie widziałam tego, bo uważałam, że taki koniec musiał nastąpić, że napięcie, powoli budowane między bohaterami w ciągu całego filmu, powinno mieć ten punkt kulminacyjny i bardzo dobrze, że miało. Moim zdaniem było to w tym filmie potrzebne, niedomówienie, tak często będące cenną cechą filmu, akurat tutaj by się nie sprawdziło.
Zgadzam się, że to najlepszy jej film i ośmielę się stwierdzić, że najlepszy, jaki widziałam w tym roku. Chyra mnie powalił.
Bez sceny zbliżenia pomiędzy bohaterami film byłby niepełny i zakłamany, właściwie "poprawny dla odbioru społecznego".
Ba, wręcz powiem, że to jedna z najpiękniejszych scen w filmie. Może szokować co niektórego widza. A moim zdaniem tylko nieco przesuwa granicę w społeczeństwie, oswajając z tematem. ;) Przyznaję, dość soczysta, mięsna. Pełna mroków i półcieni. Przyjemna w odbiorze. I jak najbardziej potrzebna. Może zanadto wyciągająca fabułę filmu "kawa na ławę", bo do tej pory wszystko takie nie jednoznaczne było ale nie pozostawiające złudzeń o co w tym filmie chodzi. Oczywiście, można widza wodzić za nos, że to tylko przytulanki były, nie winne uśmiechy ks. Adama do Szczepana. Ale jednak chodziło o głębsze uczucie. Nie, nie chcę tej relacji sprowadzać tylko do seksu, czy jak niektórzy na forum do ruchania. Okropnie, mechaniczny, wręcz kopulacyjny seks był w oazie na wersalce. Tamta scena miała szokować. A ta na końcu miała być dopełnieniem szukania bliskości, zrozumienia, ciepła, miłości, uczucia, walki z samotnością, walki ze swoimi uczuciami. Widać to jak po seksie leżą sobie i miziają się palcem po uchu... To coś więcej niż wspomniany kopulacyjny seks na wersalce, który miał zaspokoić tylko jakąś rządzę, chuć.
A ostatnia scena w seminarium, dla mnie jest kompletnie nie potrzebna. Jedyny jej cel to wywołać szok.
Chociaż może to i dobrze. Czy potrzebny było takie cukierkowe, miziające zakończenie?
Druga najładniejsza scena to filmowany las. Ponury, może nawet trochę przerażający, przenikliwy. Wysokie drzewa, a tam pustka, cisza, jedna wielka samotnia. Piękne, ale i przerażający.
Film jest bardzo dobry.
Dziwi mnie jak ktoś pisze, że tak nie wygląda wieś, że takie czasy iście PGRowskie już minęły. Często bywam na wsi. Kilka razy w roku. I widzę, że w większości polska wieś wygląda. I nie ważne, czy na wschodzie czy zachodzie kraju. Ci sami ludzie pod sklepem, te same odzywki. Takie same plebanie, identyczne szklanki, ceraty, szafki, kuchenki gazowe nawet...
Typowo polski świat, polskie realia, w jakby nie polskim filmie.
Tak własnie - w innych wątkach nawet z tego wyglądu wsi robiono zarzuty. I że chłopaki epatują gołymi torsami i są rozebrani do kąpieli :) Oczywiście pływać poiwnni w strojach hokeistów... Yebany czarny odcień czerni. Jeszcze jedno - Blondi mnie przeraził.
Swietnie napisane. Zgadzam sie calkowicie.
Denerwuje mnie, ze dyskusja o tym i wokól tego filmu zazwyczaj konczy sie na pyskówkach wokól tego jak portretuje on Kosciol, homoseksualizm i relacje miedzy nimi. A wedlug mnie film mozna rozumiec o wiele szerzej. Samotnosc. Walka ze soba i swoja seksualnoscia. Milosc niemozliwa.
Mialem szczescie uczestniczyc w spotkaniu z rezyserka po seansie kilka dni te temu. Zapytano ja równiez o zakonczenie filmu, scene przed seminarium. W kilku miejscach spotkalem sie z opinia, ze jest ona niepotrzebna, "psuje" wydzwiek filmu, jest za oczywista i nachalna. A okazuje sie ze oparta jest ona na osobistej opini i wiedzy rezyserki na temat tego srodowiska.