ewidentny przerost formy nad treścią, przekombinowane sceny, z których nic nie wynika.
zwyczajowe pytanie: co autorka Małgośka (tak przedstawia się na plakatach) miała na myśli, pozostaje bez odpowiedzi.
film ma wszystkie wady typowych polskich produkcji: nieklejące się do siebie dłużyzny, brak spójności między scenami i końcowa wątpliwość: ale o so cho?
gdyby nie "nośny" temat gejostwa wśród duchownych, film byłby kompletną klapą, a tak można poudawać, że niesie z sobą jakieś przesłanie.
Kościukiewicz, dobry i przekonujący w "Bez wstydu", tutaj wygląda na wioskowego nieogara i aż dziw bierze, że prosty chłopiec, co nie umie zdania sklecić, ląduje w ostatniej scenie... no nie mogę powiedzieć gdzie. bez sensu, ale za to jakie europejskie i odważne!
Małgośka, weż nakręć coś nie do ziewania, ludzie paczom.