PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=539094}
7,5 15 tys. ocen
7,5 10 1 15438
7,6 7 krytyków

W lepszym świecie
powrót do forum filmu W lepszym świecie

Dane mi było obejrzeć to dopiero teraz i jako, że od strony technicznej nie mam
praktycznie żadnych zastrzeżeń, pozwolę sobie pokminić na temat tego, co reżyser (a
właściwie reżyserka) ma nam tutaj do przekazania.
Kto widział, to wie, że historia "W lepszym świecie" skupia się właściwie na dwóch,
zupełnie różnych od siebie postaciach (Ojciec Eliasa i Christian).

Ojciec - asceta, człowiek bez wad, bez wahania nadstawia drugi policzek, kiedy
oberwie w pierwszy. Reżyserka pokazuje go wyłącznie w jednym, "jasnym" świetle.
Jedynie sytuacja z tym wielkoludem (kiedy mówi o zmarłej dziewczynce) ukazuje go
przez chwilę jako CZŁOWIEKA, normalnego, (prawie) zwykłego człowieka.

Christian - młody człowiek po przeprowadzce i pogrzebie matki. Nagromadzone
emocje, żal, znikomy kontakt z ojcem powodują... No właśnie, co powodują?
Początkowo jego postawa jest imponująca (vide pobicie jakiegoś cwaniaka pompką
do roweru). Wstawia się za słabszym i ratuje mu tyłek nie zabijając przy tym nikogo.
Tak powinno być. To jest właściwa postawa w takiej sytuacji. /Przecież największe
tragedie w szkołach dzieją się bardzo często na skutek dręczonych psychicznie i
fizycznie dzieciaków, w których w pewnym momencie coś "puszcza".../ Dopiero druga,
finalna akcja pokazuje, że sprawy zaszły za daleko, że nie tędy jednak droga.

Ale do rzeczy. Czego uczy nas ten film? Że przemoc jest zła? Tak. Brawo. To jest
ważne. Szkoda tylko, że jest też oczywiste i że ten obraz obejrzą (a właściwie
zrozumieją) tylko osoby, które jej nie nadużywają. A co z odpowiedzą na pytanie, jak
radzić sobie z przemocą? Tutaj film przywołuje postać niezłomnego ojca, który
pokazuje nam jak na nią i na wszelkie zło reagować. Nasuwa się jednak pytanie, co on
zrobił w sytuacji, kiedy pół szkoły znęcało się nad jego pociechą? Gdyby nie ten mały
terrorysta wtedy być może mały Elias nigdy nie miał by już ani spokoju ani przyjaciela.
Mesjańska postawa przeidealizowanego ojca nie działa w każdej sytuacji, nie jest
złotym środkiem na życie, ani nie jest nawet wiarygodna. Innymi słowy, ja po prostu
tego nie kupuję.
Na biologi uczyli mnie, że człowiek jest zwierzęciem. A to znaczy, że również kieruje się
instynktem i walczy o przetrwanie. Wiadomo, że powoli z tego "wyrastamy" (vide
weganie czy inne zboczenia) ale wciąż coś w tym jest.
Dlatego podsumowując:
Mesjanizm jest jak komunizm. Dobry, ale tylko w teorii. Zostawmy go więc droga pani
reżyserko dla poetów i niespełnionych katolików jako swoistą utopię i nieosiągalny cel,
a nie mieszajmy sobie tym w głowach.

bad_dogg

Mesjanizm jest dobry w literaturze. Ten film, to pochwała tchórzostwa. Słusznie Christian powiedział, że jakoś gość który spoliczkował ojca kolegi nie wygląda na pokonanego. Typowa lewacko-skandynawska szmira.

puchtom

dla kogoś takiego jak on nie wygląda. Dla ludzi myślących już tak :)

chodztu_filmweb

Otóż to, trzeba mieć trochę lepiej poukładane w głowie żeby ogarnąć fakt, że nie zawsze jest tak, jak na pierwszy, powierzchowny rzut oka widać. pozdrawiam.

bad_dogg

Fajnie wyszło:) Tłumacząc wszystkim że ten film jest tylko o tym "że przemoc jest zła" dodajesz że w prawdziwym świecie to nie jest do końca prawda. Poddajesz w wątpliwość postawę ojca Eliasa. Chyba o to właśnie chodziło w tym filmie. Postać ojca Eliasa ma zmusić do zadania pytań które sam sobie zadałeś w swojej wypowiedzi. Do jakich wniosków doszedłeś to już Twoja osobista sprawa. Ważne, że się nad tym wszystkim zastanowiłeś.

PS:
Czy przemoc jest zawsze zła? Jak dla mnie nie ma jednoznacznej odpowiedzi w tym filmie. Nie zauważyłem, żeby ojciec Eliasa był szczęśliwym człowiekiem: on przez cały film ma wątpliwości czy postępuje właściwie. Według mnie nie jest ukazany jako postać którą należy naśladować, raczej jest to postać tragiczna. Dobro i zło są nieodłączną częścią życia i nie da się tego zmienić, należy to zaakceptować.

sawum

/"Tłumacząc wszystkim że ten film jest tylko o tym "że przemoc jest zła"/. Nie ;). Chodziło mi bardziej o reagowanie na nią i przywołanie postaci ojca jako wzór /"jest ukazany jako postać którą należy naśladować"/. ;) Z tym się zwyczajnie nie zgadzam, ale o tym już pisałem.
/"Ważne, że się nad tym wszystkim zastanowiłeś."/ To prawda dlatego cenię sobie ten film, że mimo wszystko jest "o czymś" i zmusza do myślenia. Coraz trudniej dzisiaj o kino z wyrazistym, głębszym przesłaniem i wymuszoną refleksją. ;). Pzdr.


sawum

Myślę, że kluczową kwestią w wypowiedzi bad_dog'a ( z którą utożsamiam się w całej rozciągłości) jest wskazanie potencjalnych adresatów tego obrazu, bo chyba z tezą, że nie dotrze on swoim przekazem do szerokiej grupy odbiorców zgodzimy się wszyscy. Film jest sztuką, i jako takiego nie da się go interpretować w sposób jednoznaczny dla wszystkich. Nie ma to sensu. Jednak gdy założymy, że mógłby on potencjalnie pomóc odnaleźć się w życiu ludziom, którzy borykają się z takimi problemami jak Elias, to mógłby on posiadać czytelniejsze i bardziej jednoznaczne przesłanie. Zapewne nie taka była jego rola i być może tak jak piszesz najważniejsze jest aby się nad tym problemem po prostu zastanowić, ale zadaję sobie pytanie, czy taka postawa nie czyni mnie "obojętnym"? Tak sobie myślę, choć może nie mam racji, że inaczej wnioskuje się gdy obserwowane zjawisko zupełnie nas nie dotyczy i możemy zachować chłodną obiektywność, a inaczej gdy patrzymy z perspektywy osobiście zainteresowanego. Jeżeli już ktoś (reżyser czy autor scenariusza) dostrzegł problem i uznał go za istotny na tyle aby przedstawić go szerszej widowni, może powinien bardziej "dopasować się" do odbioru ofiary niż do odbioru obserwatorów, zwłaszcza, że ci ostatni zostali przedstawieni w filmie w najgorszym świetle..

antyspamblood

Zamiast tej chłodnej obiektywności to powinien być raczej chłodny obiektywizm, ale jakoś tak mi się napisało. Przepraszam.

bad_dogg

nie mam nic do Twojej oceny filmu, chociaż w większości się z nią nie zgadzam, ale to tylko jakiś tam mój punkt widzenia. Mam tylko obiekcję co do nazywania pewnych rzeczy zboczeniami. Nie jestem weganinem, ale jest wiele dowodów i powodów, dla których ich styl życia daje się obronić i nie ma to nic wspólnego ze zboczeniem. Jest to oczywiście nadal kwestią wyboru, ale bez większego problemu można wyłączyć mięso z diety itd. Chodzi tutaj o wzięcie pod uwagę interesów innych gatunków, które są dajmy na to mniej świadome i samoświadome niż my (czyli że ich wola życia stoi wyżej niż nasze potrzeby smakowe - zdrowe wyeliminowanie mięsa z diety wiąże się z pewnym wysiłkiem, ale według niektórych warto go podjąć w obronie interesu, który stoi wyżej). Trzeba w to mocniej wniknąć i trochę poczytać do czego zachęcam. Kontrowersyjny temat, ale ciekawy, a także postawa warta do rozważenia.

mario87zet

Zrobimy trochę offtopa, ale coż...
Zdaję mi się, że pisałem o weganiźmie, a nie o wegetarianiźmie, o którym piszesz Ty :). Wyłączenie mięsa z diety często może być nawet dobrym rozwiązaniem dla niektórych ludzi, nie czepiam się tego. Zboczeniem - ok, może to trochę zbyt przesadzone słowo, więc niech będzie, że skrajną głupotą - nazywam ludzi, dla których miód czy jajko to największe zło, jakie może być. Kura chodzi po podwórku po to, żeby ją zeżreć i z tego samego powodu składa jajka. Tak było od wieków, a weganizm to odchylenie od natury. Zwierzęta są stworzone dla ludzi i nigdy nie będą z nami na równi. Śmiać mi się chcę, gdy ktoś mówi, że zwierzęta czują tak samo, że mają jakieś emocje. Wiadomo, że są różne gatunki i inaczej zachowuję się pies, inaczej kaczka, a jeszcze inaczej słoń indyjski. Ale nie zmienia to faktu, że to i tak tylko zwierzęta.
Żebyś mnie źle nie zrozumiał, jestem jak najbardziej przeciwny bezsensownemu i bezproduktywnemu zabijaniu zwierząt i tak samo za psychopatów uważam ludzi, którzy się nad nimi znęcają. Podobne zdanie mam także odnośnie przerabiania ich na ciuchy, bo w dzisiejszych czasach nie jest to już konieczne i można się bez tego obejść.

bad_dogg

wiem o czym mówisz, dlatego wcześniej napisałem "styl życia", a że skupiłem się na jedzeniu mięsa i wegetarianiźmie to się zgadzam. Można to o czym mówiłeś (weganizm) nazwać odchyleniem od normy, ale też trzeba pewne rzeczy rozgraniczyć. Bo nie każdy kto wyznaje pewien pogląd ma zamiar kogoś nawracać, więc to że ktoś uważa pewne sprawy za zło tak sam dla siebie nie jest jakiś nienormalny. Tym bardziej, że nikomu w ten sposób nie wyrządza krzywdy itp. Co do odczuwania emocji przez zwierzęta - nie możemy z nimi porozmawiać (chyba, że z niektórymi małpami, które nauczono języka migowego), dlatego trudno jest nam ocenić na ile są one samoświadome (nie mam na myśli świadomości, bo wszystkie ssaki są świadome, naukowo potwierdzone), ale wiele zwierząt ma podobne podejście do życia co my, nie mierzą czasu zegarkiem, ale potrafią planować (te bardziej rozwinięte na zaskakująco wysokim poziomie), czyli mają świadomość swego istnienia nie tylko teraz, ale również kiedyś i później (to też jest wsparte wieloma badaniami). Chodzi w tym o to, że ludzie którzy "przesadnie" wzbraniają się przed jakimkolwiek wyzyskiem zwierząt, nie uważają się za istoty wyższej klasy, a nawet jeśli, to nie dają sobie prawa do tego by swoje prawa stawiać ponad prawami innych zwierząt (my też jesteśmy zwierzętami konkretnego gatunku). Nie mam na myśli tego, że chcę pomniejszyć wartość człowieka i jego prawa do życia, ale podnieść wartość i praw innych gatunków. To bardzo pokojowe poglądy, ale kontrowersyjne i dyskusyjne (jak choćby fakt, że wielu ludzi z różnych powodów ma mniejsze zdolności do bycia samoświadomym, niż wiele zwierząt). Ja osobiście jestem gdzieś pomiędzy, bo mam pewne nawyki i wyrobione poglądy, które pod wpływem ciekawej lektury biorę w przysłowiowy nawias i sobie rozważam. Taka ciekawostka - my, ci więcej warci (rzekomo) co robimy:
w krajach gdzie panuje głód na jednego mieszkańca przypada 5 razy mniej zbóż niż na paszę dla zwierząt, bo musimy je czymś utuczyć, żeby je zjeść - paradoks
człowiek jako gatunek jest więcej wart od zwierzęcia hodowlanego tylko wtedy gdy go na to stać.
Zwierzęta hodowlane przecież nie istnieją od zawsze, chociaż zgadzam się że zostały udomowione itd. w konkretnym celu.
Sorki za ten wywód nie mający nie wiele wspólnego z filmem;)

bad_dogg

sam sobie zaprzeczasz. jeśli zwierzęta to istoty gorsze, nie czujące i są stworzone dla ludzi i można je zjeść to czemu ich nie przerobić na ubrania?

XIPE

Nie, chodziło mi to, że w dzisiejszych czasach skóry z niedźwiedzia czy innego krokodyla nie są już konieczne (nie mieszkamy już w jaskiniach), a rozmaite futerka można zastąpić porządną, sztuczną kurtką itp. Co innego, gdy zwierzak, który idzie na rzeź ma na sobie skórę, którą można wykorzystać. Wtedy ok.
Ja po prostu nie uważam za słuszne i konieczne zabijanie zwierząt, których przeznaczeniem jest tylko być modnym ciuszkiem dla jakiejś laluni ;) Mam nadzieję, że się zrozumieliśmy.
Tego offtopu jest już teraz chyba więcej niż samych treści o filmie. ;)

bad_dogg

Podoba mi się Twoja wypowiedź i dlatego dopiero obejrzę ten film. Weganów, którzy żrą rozmoczoną pszenicę się boję i uważam, że normalne buty powinny być ze skóry, a nie z plastiku. Tylko tak uważam, bo sam chodzę w trampakach, lub boso (facebook: boso jest fajnie). Zobaczę, o co chodziło w tej dyskusji po filmie i odpowiem. Ale jeśli się okaże, że to "dogma", to przerwę. Larsa sobie pooglądałem wystarczająco i nie lubię, jak coś się bierze z nudy. Wolę Bonda.

bad_dogg

Zgadzam się z bad_dogg. Przykro mi to mówić, ale dla mnie ojciec Christiana był tchórzem. W obecnych czasach niestety jego postawa, możnaby nazwać postawa przykładnego katolika (gdy uderzy ciebie ktoś w 1 policzek, to nadstaw drugi) jest niepraktyczna i nieżyciowa. Przez całe życie jesteś nieszczęśliwy i niepewny siebie. Dużo lepiej podobała mi się postawa Christiana - oko za oko, ząb za ząb. Choć z tą bombą to przegiął - powinienbył inaczej się zemścić - zdemolować samochód, poprzebijać opony, powybijać szyby. Przypomina mi się scena finałowa z "Naszej klasy". Też zemsta na wyrost.

wolę niemoc niż przemoc
Oko za oko powoduje tylko to, że cały świat staje się ślepy. Gandhi

Tchórzem?! Ojciec Eliasa okazał się ogromną odwagą, stawił czoło mięśniakowi i myślę, że przy dłuższej konfrontacji ten zdałby sobie sprawę ze swojej niemocy (pomimo przewagi fizycznej) - Anton wycofał się jednak ze względu na dzieciaki. Gdy ktoś na przemoc odpowiada spokojem (narażając się tym samym na śmieszność), wg mnie wykazuje się ogromną odwagą cywilną oraz siłą psychiczną.
Anton nie jest jednak bez wad (jak twierdzi autor tej dyskusji). W filmie poruszony zostaje wątek jego zdrady, co jest przyczyną rozbicia rodziny. Myślę, że to jest przyczyną jego cierpienia, a nie jak "tchórzostwo" jak niektórzy tutaj twierdzą.

bad_dogg

moja interpretacja jest taka, że złe jest postępowanie zarówno ojca Eliasa jak i Christiana. Film pokazuje, że nie trzeba ustawiać się po którejkolwiek ze stron. Najlepiej znaleźć dla siebie miejsce gdzieś pośrodku. Tak, aby samemu być szczęśliwym, a jednocześnie nie zabierać szczęścia innym.
Życiu człowieka nieustannie towarzyszą emocje. One krążą w nas. Gdy się nagromadzą, trzeba dać im ujście. Wg mnie, to jest droga do życia w zgodzie z samym sobą.
Christian robi dokładnie na odwrót - emocje, które wzbierały się w nim przez długie miesiące, musiały w końcu "wyjść" na zewnątrz. Jak się skończyło wie każdy, kto oglądał. Zatrzymywanie uczuć jest destrukcyjne dla człowieka.
Ojciec drugiego chłopca - widząc ogrom zła w czasie misji, na pewno miał różne myśli, kiedy zaczepił go agresywny koleś - pewnie też. Ale nic z tym nie zrobił. Również zatrzymał emocje. Nie musiał od razu odpowiadać na zaczepkę, wystarczyło na 1000 innych sposobów "spuścić z siebie", to co się stało (np. pójść na strzelnicę, odreagować seksem, posłuchać muzyki, zimny prysznic, sport jakiś, długi spacer etc....). On sam nie czuł się dobrze ze swoją postawą, ale nie widział alternatywy. Uważam, że gdyby nie wypadek syna, to wcześniej czy później by wybuchł. Jak Christian, któremu z racji, że jest dzieckiem i nie rozważa tak bardzo co wypada, co nie, za co spotka mnie odpowiedzialność, za co nie. Przez to, że jest straszy, więcej o życiu rozmyśla, dłużej jest w stanie wytrzymać taki stan rzeczy. Jednak z pozoru zupełnie różnym bohaterom jest do siebie bardzo niedaleko.
Reasumując, jak wspomniałam wcześniej, zatrzymywanie uczuć zawsze jest destrukcyjne dla człowieka. I wg mnie o tym jest film.

goswork

Według mnie człowiek nie powinien zajmować się wymierzaniem sprawiedliwości, zwłaszcza mały chłopiec nie powinien. Dzieciak miał problem gdzie indziej (złość po śmierci matki), którą odreagowywał w ten sposób. Jego ojciec zupełnie sobie nie radził z wychowywaniem go. Nie umiał mu pomóc poradzić sobie z trudnymi uczuciami, ani wniknąć do świata dziecka, aby się o nich dowiedzieć. W ich rodzinie nie rozmawiało się o uczuciach ani nie okazywało ich.
Ale co z wymierzaniem sprawiedliwości? Zdrowy człowiek raczej nie zajmuje się tym. Elias jest tego przykładem, ale znowu on nie potrafił poprosić o pomoc, czy sam rozprawić się z dręczycielem i cierpiał.
Film o tym jak ciężko być dobrym rodzicem jeśli jest się zajętym swoimi problemami i nieuporządkowanymi sprawami. O tym, jak łatwo przegapić coś co się dzieje z dzieckiem. Jak trudno pogodzić się z istnieniem niesprawiedliwości i trudnych ludzi dorosłemu i jak trudno nauczyć tego dziecko.

QLT

Tak.

QLT

Zbyt łatwo oceniasz ojca Christiana - fakt często wyjeżdżał, ale gdy był próbował rozmawiać z synem, wiele razy gdy chciał go pogłaskać czy przytulić ten się odsuwał... Być może powinien poświęcić mu jeszcze więcej uwagi zważając na fakt traumy po stracie matki, ale nie można zarzucić mu, że tego nie robił!

goswork

odreagował - zaraz po powrocie z portu wskoczył prosto w zimną (podejrzewam) wodę w zatoce, czy cokolwiek to było ;)

bad_dogg

To filmy mają obowiązek uczyć nas czegokolwiek? Kretyn i tak się niczego nie nauczy z żadnego filmu, a ci, którzy po takie kino sięgają, i tak mają już opanowane podstawowe zasady życia w społeczeństwie i swoje zdanie o świecie. Dla mnie ważne było to, że kupiłem tę historię i siedziałem jak zaczarowany. I mam po jej obejrzeniu garść refleksji. Wg mnie ten film dotknąl trzech pojęć: dobra, zła i zasady. Nie wydaje mi się, żeby doktor był tchórzem. To byl czlowiek wierzący w swoje zasady. Na misji, nawet w tych ekstremalnych warunkach, starał się dotrzymać przysięgi lekarskiej, ale w końcu nie wytrzymał. Moja osobista lekcja z tego filmu (jesli już się upierać przy tym, ze filmy uczą) jest taka, że nie można być wiecznie idealistą - wiem, że to banał, ale takie postawy caly czas spotykam w swoim zyciu. Nie nazwałbym tego również jak ktoś wyżej lewacko-skandynawską szmirą. Wydaje mi się, że jest wprost przeciwnie, niz autor tego wpisu myśli. Ten film wydaje mi sie też być zadumą nad skandynawskim modelem bezstresowego, sterylnego wychowania, mimo że zakonczenie wskazywaloby na pochwałe tej drogi.

valthemar

wg mnie nie złamał przysięgi lekarskiej - zajął się jego raną. ten stanął na nogi więc go "wypuścił" - to, że w sam środek rozwścieczonych ludzi to już co innego i tu zgodzę się, że postąpił wbrew swoim zasadom, ale moralnym!

valthemar

dobre pytanie. czy filmy maja nas czegos uczyc? a kto powiedział, ze w ogole ucza? owszem- pokazuja historie, nieraz oparte na faktach, ale nie sadze, by ich zadaniem miało być uczenie widza czegokolwiek. gdyby człowiek miał po obejrzeniu jednego filmu się czegos nauczyć, a może i zmienić dotychczasowe poglądy, to niejeden po obejrzeniu choćby filmu z przemocą, nasladowalby postac. nie sadze, by tak było. film pokazuje- ten zwłaszcza- ze istnieja rozne postawy i reakcje ludzi na to samo zdarzenie. film nie narzuca widzowi tego, które rozwiązanie jest lesze. przeciwstawia je sobie, kontfrontuje. w końcowej scenie Christian chce odebrać sobie zycie. rozmawia z ojcem kolegi. sadze, ze ojciec kolegi mu zaimponowal swoja postawa wcześniej , bo chłopak nie miał szacunku nawet wobec własnego ojca, a w końcowej film scenie uważam, ze słowa lekarza zrobily na nim wrazenie.

bad_dogg

niektórzy uważają że ojciec Eliasa jest frajerem bo nie oddał aroganckiemu mechanikowi ? Ja tak nie uważam. Mechanik jest agresywny, a każda agresja wynika z lęku. W głębi duszy pragnie aby ktoś w końcu dał mu w mordę bo to by potwierdziło że nie tylko on jest frustratem. Dlatego prowokuje. Po akcji w warsztacie będzie jeszcze bardziej zdołowany i jeszcze bardziej sam siebie znienawidzi. A ojciec Eliasza ...... no cóż, pokazał po prostu że się go nie boi i dał mądrą lekcje dzieciom. Oczywiście nie należy wyciągać daleko idących wniosków że brak reakcji mogłaby go doprowadzić nawet do śmierci. Uderzeni w twarz z otwartej ręki nie wyrządza żadnej szkody na zdrowiu dorosłemu mężczyźnie. Na dalszą agresję z pewnością by zareagował jako istota posiadająca instynkt samozachowawczy.

bad_dogg

mesjanizm? w tym filmie? facet dostal ''z liscia''. może gdyby go ciężko pobil, nie mowiac już o zabójstwie, a ofiara by się nie bronila, to wtedy bylby to film z elementami mesjanizmu. to nie film o mesjanizmie.

wojciech84

film chce wyjść na przekór swojego tytułu i pokazać że lepszego świata nie ma, niezależnie czy jest to rządząca się swoimi prawami afryka, czy zaawansowana kulturowo i bogatsza dania.

bad_dogg

Ojciec - asceta, człowiek bez wad, bez wahania nadstawia drugi policzek, kiedy
oberwie w pierwszy. Reżyserka pokazuje go wyłącznie w jednym, "jasnym" świetle.

Ale zdradził żonę przecież, przez niego rodzina się rozbiła, być może przez niego Elias do momentu nawiązania przyjaźni z Christianem jest kim jest, "szczurkiem", zastraszonym frajerem - w odbiorze grupy społecznej, w której funkcjonował...ale w zasadzie... może jednak dam temu filmowi o ocenę wyżej, bo im dłużej się nad tym zastanawiam, nawet pisząc tego posta, to dochodzę do wniosku, że gówno Ci jego szkolni koledzy powinni mieć do tego, że był wycofany, inny... to nie był wystarczający powód, żeby poniżać gościa...

Wiesz co? Tak, ten film pokazuje, że przemoc jest zła, no i dobrze, bo to prawda. zawsze i wszędzie zła. w każdych okolicznościach. W sumie to ten film pokazał to na tak wielu płaszczyznach, że przekonał mnie o bezsensowności i głupocie wychowawczej w wymierzaniu tzw. "klapsów". Oczywiście istnieje kontratyp w pewnych sportach ;)

najprawdziwszypolak

Abstrahując już od filmu i od tego starego wątku, na który ciekawie odpowiedziałeś, odniosę się do Twojego ostatniego akapitu, bo mam tu kilka zastrzeżeń.

"(...) zawsze i wszędzie zła. w każdych okolicznościach". Czyżby? Prosty przykład. Napad na mieszkanie, wracasz z pracy, gościu w rajstopach na głowie grabi Ci chałupę, a Twoja żona/dziewczyna leży związana obok niego...
Nie dyskutujesz z nim, nie dzwonisz po policję, nie prosisz, żeby przestał, tylko chwytasz co masz pod ręką i idziesz na niego. Wiem, że przykład fikcyjny dość i drastyczny z lekka może, ale obala tę teorię.

I o to właśnie chodzi... Doceniam ten film za to, że wskazuje te teoretycznie dobre wzorce, ale z drugiej strony ta "idea" jest dość zgubna...
Abstrahując tym razem od wątku przemocy, a właściwie nie tyle abstrahując od niego, co ujmując go jako pewną metaforę, wydaję mi się, że ten film pokazuje właśnie słabość Skandynawii, słabość Europy, która pozwala sobie wchodzić na głowę tym, którzy nie chcą się z nimi bratać, tylko wykorzystać.
Ale to już temat na inną dyskusję;)

pzdr:)

bad_dogg

Przykład który przytoczyłeś nie jest wcale taki nieprawdopodobny. Tak jak napisałem w ostatnim zdaniu, tyle że nie ściśle, bo tylko o ryzyku sportowym, system prawny każdego z państw Europy dopuszcza kontratypy, tj. stany wyłączające karalność lub w ogóle przestępstwo, takie jak obrona konieczna, czy stan wyższej konieczności. I za tym oczywiście jestem, jak w przykładzie który podałeś. Ale żeby do takich sytuacji dochodziło jak najrzadziej, należy potępiać i wystrzegać się przemocy. Pozdrawiam również.

najprawdziwszypolak

Bardzo ciekawa dyskusja, sam zastanawiałem się jak odebrać zachowania głównych postaci w tym filmie. Człowiek staje przed wieloma wyborami w życiu. Widać było, że Ojciec Eliasa chciał dać jakiś przykład dzieciom idąc do warsztatu, tylko jaki do końca ?. Gdyby tam w ogóle nie poszedł syn traktował by go jak mięczaka, może za jakiś czas by o tym zapomniał, albo i nie . Gdyby spuścił mu wpie*dol raczej też nie dał by dobrego przykładu - Christian pewnie był by zadowolony, ale wpojenie swoim synom agresji oraz zemsty mogło by mieć nieoczekiwane konsekwencji w przyszłości. Idąc tam na rozmowę chciał głównie pokazać, że nie trzeba się bać i jednak trzeba wziąć sprawy w swoje ręce ale nie wolno również mścić się sadystycznie. Swoją drogą mógł rozegrać sprawę z tym gościem z warsztatu bardziej taktycznie, gdyby zadzwonił wtedy na policję, sprawa by ucichła, dzieciaki dali by sobie spokój, ignorując agresję tego prostaka na placu zabaw przy własnych dzieciach i głównie Christianie wywołał reakcję łańcuchową. Sprawa z Wielkoludem jest dla mnie nie do końca jasna. Wjeżdża "afrykańska mafia" , a jej szef rozcina kobiety które są ciężarne i prosi o pomoc lekarza bo pewnie któraś go chlasnęła nożem w momencie ataku. Lekarz pomaga mu bez większych ceregieli, prosi tylko o wypad aut i broni poza teren obozu, rozsądnie, stanowczo i taktycznie wykorzystał gorszą sytuację Wielkoluda by chronić cały obóz przed debilami z lasu. O ile dobrze pamiętam przed i w trakcie leczenia nie odezwał się ani słowem na temat tego co robi z kobietami, albo bał się zamieszek w obozie, albo tłumaczył sobie, że to nie jego sprawa ( jego zadaniem było leczyć mieszkańców, a nie ratować cały świat przed problemami) albo bał się zareagować. Potem jednak coś w nim pękło, szczególnie zaraz po tym jak nie uratował chłopca na stole operacyjnym i oddał Wielkoluda ludziom, którzy zrobili z nim to co już dawno ktoś powinien zrobić. Ale nie o to mi chodzi. Chodzi o to, że spodziewałem się tam większej rozruby, bo z Wielkoludem było dwóch ludzi, którzy uciekli. Myślałem, że wpadną samochodem w ramach odwetu i zrobią coś doktorkowi. Nic takiego się jednak nie stało, co utwierdza mnie w przekonaniu, że mógł go załatwić już na stole operacyjnym i powiedzieć innym, że nie dało się go uratować bo moim zdaniem było by to mniejsze ryzyko niż oddanie go ludziom na biczowanie.
Sęk w tym, że to właśnie ojcowie tych straconych dzieci musieli załatwić sprawę by cała wioska widziała, że winny potwór poniósł karę taką jaka mu się należy.
Film bardzo ciekawy, dający do myślenia, ma klimat i fajnie spokojnie się go ogląda.

Areecki

Ale ojciec Eliasa był lekarzem, takim z powołania, wiernym przysiędze Hipokratesa. Miał ściśle zbudowaną piramidę priorytetów - na jej szczycie: ratować życie i zdrowie ludzkie, abstrahując od ocen, wartościowania. Tak powinno być teoretycznie - to nie on był od wymierzania sprawiedliwości. I w końcu pękł, emocje wzięły górę, wystawił Wielkoluda ( paradoksalnie w tym momencie bezbronnego, marnego człowieczka) na pewną śmierć. To też przykład na to, że nie jest w zasadzie tak jak pisał bad dogg, że ojciec Eliasa był przedstawiony jako facet bez wad. Bo moim zdaniem należy patrzeć na to w szerszym kontekście - myślicie, że śmierć wielkoluda coś załatwiła? Że skończy się dramat rozpruwanych kobiet? Gówno prawda, po jego zabiciu zacznie się pewnie krwawa batalia o wyłonienie nowego przywódcy junty, która może pochłonąć jeszcze więcej ofiar. Wszak nowy boss musi wykazać się nie lada brutalnością, by ustawić się w hierarchii najwyżej - budząc strach w podwładnych. Już leżąc na materacu w obozie wielkolud przebąkiwał coś o gościu siedzącym przy nim, który czyha na jego miejsce... I tak w koło, kolejne owoce przemocy - nawet tej, wydawałoby się - "słusznej".

najprawdziwszypolak

najprawdziwszypolak słusznie prawi.

Dodałabym od siebie, że obydwaj chłopcy odzwierciedlają zachowania swoich ojców.
Elias jest osobą spokojną,bojaźliwą ponieważ ma zaszczepione przez ojca ,że najlepszym sposobem na agresję jest opanowanie.Pojawienie się Christiana w jego życiu zmienia nieco jego światopogląd.Bierność wobec pobicia jego prześladowcy jest niczym innym jak bierność jego ojca ws z z Wielkoludem. Dla jego ojca prawdopodobnie takim bodźcem poza tym co widział były głosy pokrzywdzonych rodzin. Ojca samarytanizm i poczucie obowiązku objawia się w leczeniu mordercy, a syn z kolei ratuje kobietę i dziecko przed eksplozją bomby pod samochodem.
Christian z kolei walczy zacięcie z przeciwnościami losu jak jego ojciec w walce z chorobą żony. Twardy ,nieugięty,mający pretensje do tego ,że życie potoczyło się w taki a nie inny sposób. Obydwaj jednak w obliczu nieuniknionego wykazują empatię.
Christian odreagowuje śmierć matki a Elias rozwód/seperację rodziców.

Nie ma co domniemywać co jest słuszną strategią.Chyba nie taki był zamysł tego filmu. To chyba raczej studium ludzkich zachowań wobec przemocy postrzeganej z różnych perspektyw charakterologicznych . skomplikowanie to napisałam ,ale kto rozumie ten wie co chcę przekazać :)