Moja ulubiona scena, to końcówka, kiedy szeryf rzuca swa odznakę na drogi pył i odjeżdża z ukochaną w siną dal. Honor i poczucie obowiązku zwyciężyły ale szeryf Kane przegrał. Ciekawe jak potoczyły się jego dalsze losy? Czy kiedykolwiek uporał się z uczuciem pogardy dla tchórzy i konformistów? Czy zdarzyło mu się jeszcze kiedyś zaufać ludziom, pokładać w nich nadzieję, uwierzyć ich słowom? Czy może już do końca swych dni pozostał samotny, jak w tamto upalne południe?
Ten film to studium samotności człowieka.
tylko to tło westernowe mnie dość mocno odrzuciło... zgadzam się z Twoją interpretacją filmu i uważam, że jest to kawał dobrego kina. Tylko niestety mam alergię na "wild west" w każdej formie i kurcze nie da rady.