Nie patrzcie na 'High Noon' przez pryzmat pewnego patosu, bo to kwestia ogólnych trendów epoki. Natomiast każdy zauważy z pewnością, że to nie jest pełen wartkiej akcji film. Dlaczego? Bo tu nie chodzi jedynie o klasyczną westernową walkę dobra ze złem za pomocą pif-pafów, ale o coś, co już nie każdy chce dostrzec, mimo ze według mnie jest to ewidentne - o problem samotności człowieka, jego stanów rozpaczy, nadziei, zwątpienia, a jednocześnie silnego poczucia obowiązku wobec tych, których reprezentuje - mimo ich niegodziwości. To jest istota filmu, która go wypełnia - miotanie się w pojedynkę wobec przeciwności losu. Scena walki to jedynie kulminacja, i nawet gdyby Kane ją przegrał, to także zeszłaby na drugi plan w obliczu tego, co ją poprzedza.