Co jest z Wami ludzie? Czytam sobie to forum i nie mogę uwierzyć, jak
bardzo niektórzy czepiają się tego filmu rzucając naukowe formułki i
definicje. IMO tego filmu nie można odbierać jak normalne sci-fi! To tak
jak byście się czepiali Odysei Kosmicznej 2001 bo "co za absurd! końcówka
jest nierealna!" albo The Fountain za "faceta podróżującego przez kosmos w
szklanej kuli w której rośnie drzewo"! Film jest piękny ze wielu względów:
muzyka, widoki, dawka emocjonalna, montaż, aktorzy. Poza tym jest bardzo
dobrze zrobiony i przemyślany, a spłycanie wątku z tym spalonym maniakiem
religijnym do poziomu "slashera" jest moim zdaniem nie na miejscu. Ja w tym
filmie czuję klimat, widzę głębię i odczuwam za każdym razem ciarki kiedy
go oglądam. Jestem fanem Boyle'a i uważam, że nie zawiódł i zrobił kawał
dobrego filmu! Mam nadzieję, że może za 40 lat doceni się to dzieło i
wpisze się ono w kanon klasyki którą "trzeba zobaczyć".
Problem z Sunshine polega na tym, że choć jest to film bardzo ładny i klimatyczny to totalnie niewiarygodny. Nie chodzi mi tu o "naukowe formułki i definicje", jestem w stanie przełknąć gasnące słońce, bombę wielkości Manhatanu, nie-wiadomo-skąd-wytrzaśniętą grawitację itp. Trudno mi jednak oddać się magii kina kiedy każde założenie fabularne filmu przeczy zdrowemu rozsądkowi.
Bo oto mamy największe wyzwanie w historii ludzkości, od tego jak sobie z nim poradzimy zależy nasze przetrwanie i kogo pakujemy na mający uratować nas statek? Kapitana, który przerzuca odpowiedzialność za misję na fizyka po czym bezsensownie naraża się na śmierć i w konsekwencji ginie. Fizyka, którego jedyne zadanie to odpalić wielką bombę, oczywiście nikt inny z załogi nie był w stanie opanować przekręcania kluczyka i zapamiętać kilku cyfr kodu. Nawigatora panikarza, którego nie stać na kalkulator i wszystko musi liczyć w pamięci, a mimo to nikt go nie nadzoruje gdy podejmuje się ryzykownych i skomplikowanych manewrów. Psychiatrę, któremu odbija na widok słońca.
Niestety za dużo niedorzeczności, naciągnięć i karkołomnych fabularnych konstrukcji. Dla mnie 6/10, ale nigdy nie byłem wielkim fanem Odysei i Fontanny ;)
Zabawne, bo obaj Panowie macie jednocześnie rację, choć inaczej oceniliście "W stronę słońca";)
Ja osobiście jestem tym filmem zauroczony. Były w nim rzeczy, które mi się nie podobały (dokładnie to, co napisał kolega wyżej), ale za całość wystawiam ocenę 8/10. Zdaję sobie sprawę, że to wysoko i że być może w innym filmie nota byłaby niższa. Ale...to co napisał założyciel tematu również oddaje i moje odczucia względem "Sushine". Ten film ma po prostu powalający, nieziemski;) klimat, który trzymał mnie w fotelu do końca. Klimat ów budują rewelacyjne zdjęcia, monumentalna, choć pozostająca zawsze w tle, muzyka jak i aktorstwo, stojące na wysokim poziomie. Przyznaję się bez bicia - nie lubię Ciliana Murphy, ale w tym filmie pokazał się z bardzo dobrej strony. I nie tylko on, bo wszyscy (łącznie z demonicznym Markiem Strongiem, którego ledwo było widać;) wywiązali się ze swych ról koncertowo. Może i zakończenie było nieco dziwne, ale z drugiej strony również miało swój urok (mimo wszystko 3małem kciuki za głównych bohaterów, a więc się z nimi utożsamiłem). Gdyby nie w/w przez kolegę nieścisłości i nielogiczności filmu oraz jego zakończenie, dałbym mu bez mrugnięcia okiem 10/10. A tak jest nieco niżej, ale i tak wysoko. Życzyłbym sobie, aby filmy s-f posiadały podobny, rewelacyjny klimat. Ostatnio tak zachwycony wychodziłem z kina po seansie "District 9", choć zdaję sobie sprawę, że oba obrazy różni bardzo wiele (chociażby montaż).
Pozdrowienia.
pobudzać wyobraźnie i starać się odpowiadać na pytanie "Co by było gdyby" Pozwolę sobie zacytować Jonathan'a Carroll'a, pisarza powieści fantastycznych.
"Kiedy zabieramy się do literatury, otaczający nas realny świat powinniśmy zostawić na kołku jak palto-prawdziwym stanie się bowiem dla nas świat książki. Nie wolno nam stosować względem świata książki naszych własnych reguł i prawideł, książka tworzy bowiem swą
własną rzeczywistość. Nieważne przy tym jest, czy to rzeczywistość Tolkiena z hobbitami, czy rzeczywistość Tołstoja z Anną Kareniną. Czytam, i nie wolno mi stosować wobec książki reguł świata, który dla lektury porzuciłem."
To samo tyczy się filmów fantastycznych. Osoba która ciągle oczekuje uzasadnień i wyjaśnień powinna odpuścić sobie fantastykę.
Dziwi mnie też pewna niekonsekwencja. To co przeszkadza niektórym osobom w jednym filmie w pełni akceptują w innym. Na przykład grawitacja. W Pandorum też latali w kosmosie, a z grawitacją nie mieli problemu na swoim statku. To samo na Nostromo, Enterprise, w Star Wars, Gwiezdnej Eskadrze itd. A poza tym co wiesz o świecie z tego filmu? Może wymyślili urządzenie które zastępuje grawitację? Bolesław Prus w Lalce pisał o metalu lżejszym od powietrza, to tu mają Grawiter-5000
który działa jak grawitacja ziemska. To fantastyka do cholery.
Jeśli chodzi o załogę. Historia pokazuje, że na nie powodzenie wielu misji i zadań największy wpływ miał czynnik ludzki. Proszę sprawdzić choćby ostatnie opublikowane dane na temat katastrof lotniczych. 78% zostało spowodowanych przez błąd pilota. Albo ilość wypadków samochodowych. Tak po prostu jest i nie wiem czemu film miałby zostać z tego zwolniony. Człowiek się myli i nic się z tym nie zrobi.
Ale w odpowiedzi na zarzuty.
Zarzut że kapitan przerzuca odpowiedzialność na fizyka jest śmieszny. To tak jakby zarzucić lekarzowi chorób zakaźnych, że w sprawach mózgu przerzuca odpowiedzialność na neurologa. Albo, że major w podjęciu decyzji o wysadzeniu mostu przerzuca odpowiedzialność na sapera. A w filmie chodziło o ładunek Ikara 1 więc dowódca konsultował to z fizykiem. Albo że fizyk jest tylko od przekręcania kluczyka, który każdy ułomny może przekręcić. Oczywiście, zgadzam się. Tylko jedno pytanie. Co zrobi ten ułomny kiedy przekręci kluczyk i nic się nie stanie?? Będzie wzywał specjalistę na pomoc bo sam rozłoży ręcę.
Nie rozumiem też czemu uważasz nawigatora za panikarza? Obliczeń na pewno nie dokonywał w stanie paniki. I skąd wiedza że do obliczeń nie używał kalkulatora? On nie popełnił błędu w obliczeniach tylko zapomniał o osłonach. A to że nikt go nie nadzorował to też nic nadzwyczajnego. Po prostu pomyślał, że sam dokona obliczeń i zmieni kurs bo jest pewny siebie i wierzy w swoje umniejętności. Podczas wojny w wietnamie też się zdarzało, że jakiś weteran podawał współrzędne celu, a potem dziwnym trafem napalm lądował mu na głowę. A psychiatra? Czy stanowił on w jakimkolwiek momencie filmu zagrożenie dla załogi albo misji?? Zafascynował się słońcem, to jest wariatem? A Marlon Brando w "Don Juan de Marco" zafascynował się swoim podopiecznym i nie czyniło go to od razu psychicznym.
Uważam te zarzuty za słabe. Bo gdyby nawet można je było uznać to nikt nie jest w stanie przewidzieć jak się zachowa w sytuacji ogromej odpowiedzialności, odosobnienia, strachu itd. Czlowiek jest zdolny do wielkich rzeczy, ale też do totalnych porażek.
Ignusfatus ma 100% racje. Oglądałam z nim ten film i nawet mnie podczas tego nie dotknął, a to świadczy o wyjątkowosci tego dzieła. Pozdrawiam.
W sprawie grawitacji, wyraźnie napisałem, że mi to szczególnie nie przeszkadza. Naciągnięcia praw fizycznych i odrealnione fabuły są wpisane w konwencję gatunku i nie zależy mi na dokładnych wyjaśnieniach zasad rządzących światem przedstawionym. Wolę, żeby scenarzyści wykorzystali energię na co innego niż pseudonaukowy bełkot. Zarzut więc zupełnie chybiony.
Pełna zgoda co do roli czynnika ludzkiego. Inne wnioski. Skoro historia pokazuje, że za powodzenie misji odpowiadają głównie ludzie, to czy rzeczą rozsądną nie byłoby jak największe zminimalizowanie ryzyka ludzkiego błędu? Praca w parach lub grupach, dokładnie opracowane procedury działania, nieustanny monitoring zachowań załogi, doskonałe przeszkolenie na wypadek sytuacji krytycznych?
Zarzut, że kapitan przerzuca odpowiedzialność na fizyka nie jest wcale śmieszny. Facet jest dowódcą jednostki, odpowiedzialność za sukces misji spoczywa na nim. Powinien się skonsultować ze specjalistą, w tym przypadku fizykiem, ale decyzję podjąć sam. Porównanie z majorem i saperem idealne. Wyobrażasz sobie taki dialog: "Panie Majorze, wysadzamy ten most?", "A nie wiem saperze, zrób jak uważasz" ?
A co zrobi fizyk jeżeli bomba nie zadziała? Znajdzie i wyeliminuje usterkę? Raz, że to fizyk a nie technik. Dwa, że bomba ma wielkość Manhatanu. I dlaczego niby miałaby nie zadziałać?
Nawigator zapomniał o osłonach bo, jak sam wyjaśniał, zajęty był obliczeniami. Gdy uzmysłowił sobie konsekwencje błędu wpadł w histerię. Rażąco nieprofesjonalne. Nie było lepszych zawodowców na Ziemi? Widać nie. Nie można było zatrudnić dwóch nawigatorów, żeby się wzajemnie kontrolowali?
Psychiatra siedzi i godzinami gapi się w słońce. W tym czasie powinien się chyba troszczyć, o słodka ironio, o zdrowie psychiczne innych członków załogi.
Mam wrażenie, że nie do końca zrozumiałeś/aś myśl przewodnią mojej krytyki. Ja nie twierdzę, że załoga zachowywała się nienaturalnie, wręcz przeciwnie, sądzę, że reagowali bardzo ludzko. Po prostu nie wierzę, jak już zresztą napisałem, by ktokolwiek powierzył krytyczną dla przetrwania ludzkości misję grupie impulsywnych, emocjonalnych cywili, którzy ewidentnie nie są odporni na stres. Całe założenie fabularne jest więc dla mnie bardzo naiwne i totalnie niewiarygodne, przez co film w moich oczach traci.
Film ma zdecydowanie za niską ocenę. Nie przepadam za niczym co związane choć trochę z science-fiction, ten film jednak był bardzo dobry. Nie każdemu odpowiada bo klimat w nim panujący jest dość specyficzny, jednak jak dla mnie chwała temu filmowi za to właśnie. Do tego muzyka wyśmienita, dobre zdjęcia. Co do niewiarygodności... moim zdaniem jest dość wiarygodny i nie widać tutaj logicznych uchybień. Star treka, gwiezdnych wojen, władcy pierścieni, harrego pottera:) nie przełknę, ciekawe jak jest pod tym względem z krytykantami tego filmu?
Ode mnie 10/10 bo wstyd żeby ten film miał tak niską ocenę.
Zgadzam się z Burned_With_Desire(oprócz tej części z władcą pierścieni). Mam nadzieję, iż doczekam jeszcze jakiegoś ambitnego filmu sf. Sunshine jest super. Może i ma parę mankamentów, ale nie ma filmu do którego nie można by się przyczepić. W porównaniu z takim Terminatorem IV to W stronę słońca jest jak Ojciec chrzestny. Hehhehehheehe. Tego McG wystrzeliłbym w kosmos tam gdzie jego miejsce. Może na Trytonie?
Logicznych uchybień jest akurat wiele (kilka wymieniłem), ale to w większości standardowe błędy, do których gatunek zdążył już widzów przyzwyczaić.
Co do wiarygodności to nie zamierzam narzucać swojego zdania. Zwyczajnie nie jestem w stanie wyobrazić sobie tego, że na ratunek ludzkości wysyłamy podobnie nieodporną psychicznie, nieporadną i podatną na wpływ emocji zbieraninę, co tu dużo pisać, nieudaczników. Miałbym opory żeby załodze pożyczyć samochód, a co dopiero zapakować ich na statek kosmiczny.
Sunshine nie jest przeładowany widowiskową akcją ani nachalnymi efektami specjalnymi, jest filmem, z braku lepszego określenia, kameralnym. Nie mogę podczas projekcji zajadać się popcornem i jęczeć ekstatycznie na widok bardziej efektownego wybuchu czy obnażonego cycka. Zaczynam więc zastanawiać się nad fabułą, a ta nie dość, że banalna to jeszcze z mojego punktu widzenia niewiarygodna. Zdjęcia i muzyka tworzą interesujący klimat, ale to zbyt mało by popadać w zachwyt. Tym bardziej, że dobrych, lepszych od Sunshine, filmów SF jest sporo.
Ok, to ja podpytam trochę.Szukam jakichś fajnych, i logicznych filmów o podobnej tematyce.
Piszesz: "że dobrych, lepszych od Sunshine, filmów SF jest sporo"
Podrzuć kilka tytułów.
Zdefiniuj pojęcie "podobna tematyka". Jeżeli chodzi o podróże kosmiczne i ratowanie ludzkości przed zagładą to proponuję dwa tytuły: Wall-E oraz Pandorum. Jasne, pierwszy to animacja z dużą dozą humoru, a drugi to nastawiona na rozwałkę krzyżówka Obcego z Nocą Żywych Trupów, ale oba przypadły do mego spaczonego gustu.
Jeżeli chodzi o operowanie obrazem i dźwiękiem to zdecydowanie polecam Moon, dramat w konwencji hard sf.
Klimat? Watchmen i Eden Log, mroczne, soczyste produkcje. Wolę zjeść kawał mięsa, popijając piwem niż wzdychać nad tomikiem poezji. Jak już wspomniałem, nie jestem specjalnie wrażliwy.
Psychologia postaci? Last Night, niskobudżetowy kanadyjski zdaje się, stareńki film katastroficzny bez efektów specjalnych.
Właśnie udowodniłeś że film totalnie nie wpasowuje się w twój gust.
Wall-e to w ogóle inna "bajka" nie ma sensu tego porównywać. Jeśli chodzi o Pandorum to trzeba przyznać że to jak na obecną chwilę świetny film, ale moim zdaniem daleko mu do klimatu "Sunshine". Powtarzam, klimatu, bo właściwie Pandorum to film mimo że sf to o troche innej tematyce. Mimo ze założenie: przetrwanie rodzaju ludzkiego blabla jest z grubsza podobne, to potem film przeradza sie bardziej cos w rodzaju Obcego.
Oglądając Sunshine natomiast miałem po chwili wrażenie jakbym był jednym z członków załogi. Piękna muzyka, świetne sceny idealnie z nią spasowane. To wszystko tworzy niepowtarzalny klimat.
Moim zdaniem film spodoba się komuś kto lubi filmy w typie właśnie "Źródła", czy takiego "Assassination of Jesse James". Filmu w którym to właśnie klimat i forma bierze górę nad fabułą, akcją itp.
Ty, jak już wspomniałeś lubisz krwisty kawał mięcha, ktoś inny będzie wolał coś bardziej wykwintnego. Ni to wada ni zaleta. Każdy ma swój gust.
Jeśli o mnie chodzi to jeden z najlepszych filmów jakie oglądałem.
uszanowanie
I może właśnie ten film jest dla ludzi wzdychających nad tomikiem poezji :) Albo o specjalnego rodzaju wrażliwości. Sunshine bardziej moim zdaniem podpadłby fanom The Fountain niż Moon który jest faktycznie twardym sci-fi.
Jest to jeden z filmów które mogą budzić skrajne emocje. Właściwie wszystko zależy od podejścia już na wstępie. Osoby które wytykają nielogiczności logiczne, technologiczne i naukowe - coż... zdecydowanie NIE jest to pozycja dla nich i mogą się narazić na ból głowy od ilości "niedociągnięć" w tym filmie. Ja należę do drugiej grupy - osób urzeczonych estetyka i genialnym nastrojem jaki wprowadza Sunshine - naprawdę dawno nie pamiętam takiego filmu SF - odważył bym się rzec, że jest wręcz poetyczny, artystyczny i odbierając go właśnie w taki sposób można się nim zachwycić.
Missing the point.
Większość osób które krytykują ten film skupia się na rzeczach mniej istotnych. Boyle chciał w Sunshine pokazać poświęcenie się jednostki/jednostek dla ogółu - idea mesjańska. Chodziło o to, że człowiek żyje dla innych, a nie dla siebie. Finalna scena miała być swego rodzaju uwieńczeniem idei zwycięstwa myśli ludzkiej - zainicjowanie czegoś wspaniałego (kto nie widział niech zobaczy). Natomiast Pinbaker jest tutaj uosobieniem egoisty którym, jak powiedziałby Freud rządzi popęd destrukcyjny, śmierci (Tanatos).
Kiedy zacząłem go oglądać sugerowałem się tytułem i jakąś reklamą z TV
sprzed kilku miesięcy .Czyli taki Armagedon bis.
Film urzeka nastrojem ,wyborami bohaterów nieuchronnością końca naszego
świata.To czego sobie życzymy jest też jego największą wadą.
Chcemy sukcesu misji bo musi się udać , bohater ratuje świat ale niszczy
film.Czy choć raz może się nie udać ???
No film ciekawy ale nie które motywy przypominaj "Ukryty wymiar"
Ktoś pisz że załoga to zbieranina wariatów , no cóż jeśli uważasz że możesz w 9 osób przeżyć 6 lat bez kontaktu z rodziną i domem to jesteś naprawdę wyjątkowy. Oni przed lotem buli szkoleni ale z kąd mogli wiedzieć co sie stanie przez te 6 lat i jak będzie ich psychika reagować??
Tego sie nie da przewidzieć - "nieskończeni wiele zmiennych jak to powiedział Ikra II"
Fil ma to coś warto zobaczyć jak dal mnie 8/10
Hm film niezły aczkolwiek za bardzo odrealniony.
W filmie nie podają w którym roku dzieje się akcja, ale prawdopodobnie może to być jakieś 200-300 lat w przyszłości więc jak to możliwe żeby "naprawić" Słońce wystarczy jedna bomba (atomowa zapewne) skoro powierzchnia słońca jest niemal 12000 raz większa od Ziemi.
Jaką sile musiałaby mieć ta bomba żeby rzeczywiście coś zdziałać, a wyraźnie powiedzieli, że ziemskie pierwiastki potrzebne do budowy bomby zostały wyczerpane. Po drugie taka bomba stopiłaby się dużo przed dotarciem do samego jądra więc i tak nic by to nie dało.
Po trzecie jak możemy zobaczyć na filmie głównym źródłem tlenu na statku były rośliny w laboratorium hm trochę to niedorzeczne, że nie skonstruowali żadnych urządzeń produkujących tlen prawda.
Kończąc już wiem, że to tylko film w dodatku science-fiction, ale inteligentny widz wie,że nie każdy problem w kosmosie zdoła się rozwiązać przy pomocy bomby tym bardziej, że coś takiego ze słońcem może się kiedyś teoretycznie stać więc uważam, że autorzy filmu mogli lepiej rozwiązać te kwestie i uczynić film bardziej składnym.
Moja ocena 6/10 za dobry klimat i efekty specjalne.
Film dobry 8/10 - mało jest takich.
Wiecie jak wy chcecie się czepiać to tak dalej - powodzenia.
Jest to film który opowiada jakąś tam historię - mało takich jest.
Na pewno trzyma się bardziej kupy niż "O. 2001" - ale że robione jest to
dzisiaj to już gniot !!!
Powodzenia.
Nie sposób przymknąć oko na wszystkie niedociągnięcia logiczne, które ma w sobie film, które wszyscy już wymieniali.
Jednak film ma niesamowity klimat, układ słoneczny staje się katedrą, w której ziemia jest tylko cząstką, niewypowiedziane słowa jak np Bóg stwarzają w tym filmie frenezyjny klimat tajemnicy.
Zdecydowanie za niska ocena.
Przepraszam bardzo, ale w którym momencie filmu jest powiedziane, jaka to jest bomba, jaki zawiera ładunek, a już na pewno nie jest powiedziane, że to jest bomba atomowa...
Zacytuję tutaj jeszcze wypowiedź jednego z filmwebowiczów (maddox84) z tematu poniżej. Mam nadzieję, że nie będzie mi miał, to za złe :)
"Czy kolega potrafi wyjaśnić procesy zachodzące wewnątrz naszego Słońca
skoro nawet obecna nauka to bardziej domysły i przypuszczenia niż realna
wiedza? Być może w przeciągu tego czasu jaki minął od "teraz" do czasu w
którym dzieje się akcja filmu odkryto jak działa Słońce lepiej
zrozumiano procesy w nim zachodzące?
Wyobraź sobie, że w świecie realnym jest cała masa przykładów w których
malutkie nic nie znaczący pryszcz zapoczątkowuje gigantyczną reakcję.
Stań nad cysterną z paliwem i zapal "pryszczowatą" zapałkę. Albo,
"kręcisz" silnikiem dostarczając mu minimalnej ilości energii a dalej on
wytwarza nieporównywalnie więcej. Najlepszym przykładem niech będzie
tutaj sama idea i działanie bomby jądrowej lub termojądrowej. W bombie
jądrowej (uruchamianej metodą implozyjną), minimalna ilość energii
wybuchu ładunku konwencjonalnego powoduje ściśnięcie materiału
rozszczepialnego i następuje tysiące razy większa reakcja łańcuchowa.
Możemy spokojnie więc założyć (na potrzeby filmu), że na Słońcu jest
paliwo ale z jakiejś przyczyny ustaje reakcja je zużywająca. Zauważ, też
że nawet samo wprowadzenie czytane przez Cape jest zwyczajnie lakoniczne
i operuje pojęciami które mają nam powiedzieć, że oni wiedzą coś więcej:
np. "stellar bomb" a nie "thermonuclear bomb" co by jednoznacznie
sugerowało obecne rozwiązania. Takie określenie (wraz z resztą
wypowiedzi) sugeruje, że jest to jednak inny typ bomby niż znamy
obecnie. Coś jak mała odpalana ręcznie gwiazda."
Mam nadzieję, że ta wypowiedź zakończy krucjatę, dotyczącą tego, jaki ten film jest rzekomo "nierealny"...