teza 1: maszyna też człowiek, też ma uczucia i duszę i marzy o wielkiej miłości. teza 2: człowiek jest be i gupi, bo nie szanuje swojego miejsca zamieszkania, zaśmieca Ziemię i w końcu będzie musiał ją opuścić. teza 3: wspólnymi siłami można jednak zapobiec katastrofie i po wieczność biegać na zielonych łąkach oraz pracować na roli... odkrywcze? niespecjalnie, za to ubrane w efekciarską formę, pełne fajerwerków i "słodziachnych" stworzonek, które za zadanie mają robić wielkie oczka i wydawać z siebie irytujące onomatopeiczne dźwięki. jak dla mnie rzecz nieznośnie wykalkulowana, kolejny bezwstydny skok na kasę, który stara się swe prawdziwe intencje ukryć pod cienkim płaszczykiem wzniosłych idei, krytyki konsumpcjonizmu i innych wyświechtanych frazesów. o tym, że robota mi szkoda wiem już od czasów filmu Ridleya Scotta. nie trza mi następnej komputerowej błyskotki Pixara aby sobie o tym przypominać. jak będę chciał obejrzeć coś o stworzonkach z dużymi serduszkami to raczej już sięgnę po "Troskliwe Misie".
Toś się nie popisał z tymi "tezami"... Jak widać, nawet dla takiego filmu jesteś zbyt (umysłowo) ubogi :).
Blade Runner? No chyba nie. On był przecież o czymś zupełnie innym, lepiej sobie go obejrzyj jeszcze raz, dokładniej.
A co do Wall-E, to jest film animowany Disneya. Czego się spodziewałeś? Krwi? Seksu? Niekomercyjnego ambitnego kina?
Jak dla mnie film spełnia swoją rolę.
hmm, a może Tobie przydałby się kolejny seans, żeby wychwycić prawdziwy sens wspomnianego filmu?
brak krwi jestem w stanie im wybaczyć. ale trochę ostrego rżnięcia to już mogli zaserwować. co oni ludziom wciskają? moralizowanie bez sterczących sutków już tak łatwo nie wchodzi jak dawniej...
Oglądałem dwa razy, dzięki ale nie skorzystam. No dobra w BR był wątek w stylu "maszyna też człowiek", jednak tamci to byli replikanci, ludzie stworzeni za pomocą inżynierii genetycznej, a nie maszyny. No i było to raczej tło do przekazania innych prawd i takich tam.
Jeśli chodzi o sex&przemoc to nie bój się. Disney zawsze był kilkanaście lat za Japończykami, ale w końcu zawsze idzie w ich ślady. Patrząc na Anime jakie się dziś tworzy i porównując do starych produkcji, wolę już takie proste, głupiutkie Wall-E.
zważywszy że film dostępny jest w pięciu w mniejszym lub większym (w tym także w kwestii wymowy i "takich tam") różniących się od siebie wersjach, te dwa razy to liczba raczej skromna...
termin "animacja" nie jest tożsamy z określeniem "film dla dzieci". a anime już tym bardziej.
Ze skrajności w skrajność :)
Mi się podobały obydwa. Zresztą jak już pisałem, dziwne porównanie.