Może się narażę, ale w obliczu zalewającej nas wtórnej tandety (Transformers i inne kino dla siedzących przed ekranem z popcornem i robiących "Ja! Zaje...!"), ta animacja ma szansę zostać jednym z ważniejszych filmów mijającej dekady. Początkowa wizja apokalipsy, w której inteligentny robot zbiera resztki masowych badziewi upadłej cywilizacji, robi wrażenie. Tym bardziej, że jest to nasza cywilizacja, a wszystko jest oprawione świetną muzyką wyśmienitego Newmana (American Beauty czy Zapach Kobiety). Jest to wszystko proste i nieprzełomowe w kwestii treści, ale jak w "Odyseji Kosmicznej" czy "Blade Runner'ze" mamy tu człowieczeństwo postaci fizycznie całkowicie nieludzkich. Druga połowa filmu też nie jest bez wartości, gdyż dosadnie pokazuje skutki rozbuchanej konsumpcji. Cywilizacja nie służy już naszemu bezpieczeństwu i rozwojowi, tylko degeneracji. Tak głębokiej, że to maszyny muszą nas uratować przed nami samymi. To jest naprawdę, jak na ostatnią tandetę, całkiem dobre kino.
w zupelnosci sie zgadzam, a co do Odyseji Kosmicznej - kiedy kapitan walczy z Autopilotem slychac ta sama muzyke ktora zostala wykorzystana w Odyseji :)
ba! i nawet jest swego rodzaju HAL - porównanie do odysei jak najbardziej
trafne i oczywiste!
Auto ma czerwone oko takie samo jak miał HAL. Nawiązanie, jak podejrzewam, ewidentne i celowe. Twórcy na pewno zawarli w tym filmie jakąś fascynację "Odyseją", choć warta zauważenia jest różnica. W "Odysei" myśląca maszyna przerażą, tutaj są maszyny różnorodni jak ludzie: dobrzy i źli, elitarni i zwyczajni. Niemalże społeczeństwo robotów obok społeczeństwa ludzi.