Spowodowane to było raczej ubogim repretuarem kin. Filmy nie przyciągały mnie na tyle reklamami, zwiastunami na tyle, aby wywalić pieniądze z kieszeni na seans. Ostatni raz w kinie byłam na Pile III i to z "przymusu", a jeszcze wcześniej nie pamiętam. Wall.e z początku wydawał mi się oklepany. Bez znajomości czegokolwiek; zwiastunów czy strzępów infromacji w moich oczach wyglądał jak jakaś zapomniana sonda kosmiczna wysłana na Marsa - stąd te 700 lat. Wszystkieo bajki jakie ostatnio się pojawiały nie grzeszyły moim zdaniem wykwintną fabułą. Dało się je obejrzeć, ale nie miały "tego czegoś".Znając Pixara z wcześniejszych udanych filmów animowanych, pomyślałam, że coś muusi być z nimi nie tak, albo ja powinnam w końcu obejrzeć zwiastun. Tak też zrobiłam, i po obejrzeniu wpadłam w trans. Długo nie widziałam tak przyciągającej konstrukcji filmu; bajki. Nietuzinkowe postaci, genialna fabuła i animacje, które Pixar& Disney wykonali mistrzowsko. 2 godziny później siedziałam już wciśnięta w fotel na sali kinowej w oczekiwaniu na film i naprawdę się na nim nie zawiodłam. Jest to jedyny film w moim życiu, po którego końcu byłam jeszcze na sali i wpatrywałam się w ekran. Powód? Ciekawe animacje pojawiające się razem z napisami końcowymi.
Nasuwa mi się myśl, że coś zaczyna się ruszać ze światowym kinem. Może w końcu zaczyna się iść na jakość a nie na wysokość budżetu?
Kung Fu Panda, Wall.e są filmami, które trzeba obejrzeć koniecznie w kinie, serwującym moc wrażeń i pełnię emocji. Chyba, że zastąpi się je porządnym zestawem kina domowego ;-) Ogólnie, polecam.