Film jest sprzed dwóch lat, ale przecież jego akcja będzie toczyć się dopiero za jakieś 800 lat, więc śmiało mogę przystąpić do realizacji wytycznej o nazwie "recenzja". Pamiętając o licentia poetica pozwoliłem sobie na łączny zapis imion dwóch głównych bohaterów rewelacyjnej animacji studia Pixar. Otóż pierwszy z nich, Wall-E jest mechanicznym dziełem człowieka, pozostawionym w XXII wieku w celu wyręczenia Ziemian z porządkowania planety pod ich nieobecność. Tymczasem ludzka reprezentacja spędza urocze wakacje na statku kosmicznym o nieprzypadkowej nazwie "Axiom" - wyodrębniony spośród wielu, godny, niepodważalny przedstawiciel rodu ludzkiego. Wall-E miał być zwykłą maszyną na wysypisku śmieci rozmiarów Ziemi, ale oprócz zgniatania odpadków robi coś jeszcze - kolekcjonuje przedmioty, które z niewiadomych przyczyn wydają mu się wartościowe, ogląda fragment musicalu i... tęskni. Chce tak samo jak tańczący aktorzy uścisnąć komuś dłoń.
I jak w życiu, tak w filmie wszystko nabiera tępa, gdy pojawia się miłość. Dla przeprowadzenia rutynowych badań, tuż nad głową Wall-E'ego ląduje... EVA. Od razu imponuje tubylcowi błyszczącą białą powłoką i niebieskimi "oczyma". EVA, jak na rasowego białego przystało (proszę o odrobinę dystansu), wprowadza zamęt badaniami, poszukiwaniem nie wiadomo czego, i bronią palną. Szybko jednak okazuje się, że tym "niewiadomoczym" jest jedyna roślinka na Ziemi, niedawno znaleziona przez Wall-E'ego...
Animacja pod pozornie fantastyczną i niemożliwą fabułą przemyca niepokojące wizje naszej przyszłości. Wyróżnia ją brak patosu, jaki zwykle towarzyszy wszelkim "misjom ratującym świat" i jednoosobowym bohaterom ratowanego, symbolicznego już Manhattanu. W dodatku Pixar-owska produkcja jest szczerze naładowana emocjami - najważniejszymi, choć/bo najprostszymi. Być może udało się to wszystko tylko dlatego, że zamiast Willa Smith'a lub Nicolasa Cage'a o życie na Ziemi zatroszczył się właśnie robot Wall-E. :)
Tak, w istocie WALL.E jest fenomenalny. Widzialem wiele produkcji PIXAR'a ale ta jest poprostu bezbłędny. Mamy tu elementy komiczne jak i miłosne. Ładunek emocjonalny jaki jest zawarty w części filmu na statku (S.K Aksjomat) jest olbrzymi.
Czytając wypowiedzi wielu internautów którzy uważają, tu cytuje: "...film jeest nudny, zasnąłem po 20 minutach" czy"...to bajeczka dla dzieci i nic więcej..." odnoszę wrażenie, że piszą je dzieci, które nie rozumieją wcale przesłania tego obrazu. Co więcej, czy możemy nazwać ten film "bajeczką dla dzieci"? Z pewnością NIE. Dlaczego? Dlatego, że dzieci nie są w stanie zrozumueć o co tak naprawde tutaj chodzi... Jeżeli w filme nie ma dużej dawki humoru dla ludzi o ilorazie inteligencji krzesła, czy beznadziejnych nawalanek w stylu Mortal Combat to dany film (także "WALL.E") jest uważany za gniot, nude czy chałę.
Reasumując, oceniam ten film na 10/10. A wszystkim co się nie znają powiem tak:
Wall-e!
Ewa?
Wall.e!
Ewa?