To zły film. Po prostu. Choć z drugiej strony nazywanie "Weekendu" w ten sposób to dyshonor dla tak fatalnych produkcji, jak "Złoto dezerterów", czy "Kariera Nikosia Dyzmy". Tamte obrazy wręcz błyszczą i emanuują wyższym rzemiosłem filmowym w porównaniu z daniem serwowanym przez Cezarego P.
Ja rozumiem, że poprzeczka oczekiwań wobez komedii, jak również poziom humoru w nich prezentowany sukcesywnie się obniża, ale - do jasnej cholery! - film zwykł mieć trzymającą się ładu i składu fabułę, komedia zaś zwykła być zabawna. Czy pierdzenie w windzie, toaletowi Cyganie, zajmująca się pod wodą ustnie panem Olafem dziewczyna i wibrator w sypialni to naprawdę jest dzisiejsza definicja rozrywki niewymagającej? Na tym tle "Poranek kojota" jest rozprawą intelektualną w duchu Prousta!
Zgoda, film jest widowiskowo zrobiony, można rzec, że nawet po "hollywoodzku", ale czy o tochodzi, by było efekciarsko? Czy ekskrementy podane na porcelanie naprawdę znacząco różnią się od ekskrementów w muszli toaletowej?
Jeśli jest jakis powód, dla którego film Pazury warto zobaczyć to jest to dość ładnie sfilmowana Łódź. I nic więcej.