Pan Pazura straszył w telewizorze, że film ma drugie dno. Nie dostrzegłem ale jedno w zupełności wystarczy.
Małaszyński i Lewandowski albo nie potrafili ładnie zagrać albo im się robić nie chciało. Fabuła nieskomplikowana, jakby napisana na kolanie w tramwaju, dowcipy na poziomie piaskownicy. Mało było Wilczaka i Frycza a szkoda bo ci Panowie przyłożyli się do pracy.
Z czołówki wynikało, że na film dał kasę Polski Instytut Sztuki Filmowej. Rozumiem z tego, że do tej “sztuki” dołożyłem się po części z moich podatków.