Oglądam "normalne" zagraniczne filmy i toleruję to, że usłyszę raz w filmie "Mothefu***r", "son of a bi**h" czy nawet sławne i krótkie "fu*k". Ale po co w naszych filmach co drugie słowo to musi być jakieś przekleństwo? Inaczej się nie da robić filmów? Bez przeklinania ten kraj nie istnieje?