Takich "popisów" aktorskich, dawno już nie widziałem. PO-RAŻ-KA!
To, co widzimy na ekranie, wygląda jak wprawka przed próbą do szkolnego przedstawienia
teatralnego, kiedy kompletni amatorzy, czytają swoje dialogi z kartek. To miało tak być? To
był jeden z elementów "komedii"? Sama historia, jak i większość scen, po prostu żenująca.
Widzowie w kinie śmiali się wyłącznie z wypowiedzi Frycza (i właściwie tylko on zagrał na
jako-takim poziomie). Małaszyński, uszedłby – gdybym nie widział nigdy żadnej jego roli,
chociażby w serialach. Lewandowski, Tyndyk, Sapryk, Sulej – podobnie. Jednak Wilczak,
Lubaszenko, Pazury, Socha, i cała reszta, to dno do potęgi. Zapożyczenia z Matrixa czy Psów,
powodowały u widzów wymowne gesty przysłonięcia oczu dłonią.
Jest to najgorszy (nie tylko jako komedia, ale w ogóle) film polski, jaki widziałem. Gniot do
potęgi!