Trzeba uczciwie powiedzieć, że konstrukcja labiryntu stworzonego na potrzeby tego filmu fajnie
wygląda i robi ciekawy klimat. I to wszystko co jest dobrego w tym filmie. Reszta to kaszana dla
osób w wieku/ lub o umysłowości czternastolatka. Klisze z jakich wyciosano postacie
przypominają rozmiarami foty na domach centrum. Prawda psychologiczna… tu zakreślamy
rubrykę BRAK. Film jest napisany tak, by jak to się mówi: cały czas coś się działo. Nie ważne z
sensem czy bez, ważne żeby szło do przodu. Niestety pomimo, że niby cuś się dzieje, fabułę
całego filmu można już opowiedzieć po 5 min oglądania.
Najśmieszniejszy jest moment pojawienia się dziewczyny, która przez nikogo nie obserwowana
po godzinie od przybycia wdrapuje się z trzydziestoma (conajmniej) ciężkimi kamieniami (choć
wszędzie trawa) na więżę. Jak ona je tam wniosła (kieszenie?) i dlaczego nikt jej nie obserwował
po trzech latach pożycia z jednoręką małżonką… jak śpiewał Łazuka, tego nie wie nikt.
A może kamienie już tam lezały na wypadek przybycia monsterów…? :DDDDDD
Mnie osobiście najbardziej uderzyła sytuacja z pistoletem. Bo wyobraźmy sobie: przed chwilą
walczyłem przy pomocy wystruganej tyczki z kombinacją pająka i uzbrojonej w zęby dupy o
wielkości średniej koparki i naglę znajduję pistolet, co w tym momencie robię? oczywiście
odkopuję pistolet na bok bo po ch. mi pistolet, przeciez tyczki dały radę wcześniej to i teraz na
luzaku dadzą radę. Trudno się niestety nie domyślać, że pistolet został odkopnięty po to żeby
Gally mógł nim później zatrzymać na chwilkę ekipkę i żeby znowu była "scena pełna napięcia".
Paw. Jakbym miał w tym momencie scenarzystę tego g. pod ręką to… Ech, szkoda gadać, brak
najmniejszego szacunku dla mądrości widza.
I te ich fryzurki po trzech latach siedzenia w szałasach na terenie o powierzchni małej wysepki…
Pewnie mieli fryzjera...
Ludzie!!!!!!!!!!