...którą czytałam kilkakrotnie.Lubię ją za to,że nie jest to typowa opowieść miłosna z happy
endem,tylko historia o zniewoleniu człowieka przez konwenanse i destrukcyjnej sile
uczucia,doprowadzającym do obłędu.Większość zachwala grę aktorską Ralpha Finnesa,twierdząc
iż to Heathcliff idealny a Binoche odzwierciedla rolę Katy.Bzdura.Ralph mi nawet cygana nie
przypomina.Bardziej do jego roli by odpowiadał aktor grający Haretona.W książce Heathcliff był
opisany jak mruk i gbur patrzący zawsze z pode łba,tak spoglądał w filmie na innych własnie Jason
R. grający Haretona,nawet z urodę ma bardziej odpowiednią...Katarzyna miała być olsniewającą
pięknością,jakoś nie potrafię piać z zachwytu nad urodą Binoche,jest ładna ale nie taka miała być
Katy.Wypadek podczas którego Katy miała pogryziona noge przez psa w ksiązce zdarzył się gdy
miała 12 lat,a w filmie jest za przeproszeniem "Stara kobyłą koło 30".Śmieszne trochę jak dorośli
ludzie zachowują się jak dzieci,mam na myśli np sceny z czytaniem Pisma Św.Edgar oświadczył
sie Katy gdy ta miała 15 lat,nie powiem by wyglądała na młoda dziewczynę...Nie lubię takiego
zakłamania,jakby nie mogli dać młodszych aktorów.Ralph i Juliette byli po prostu za starzy...I
Heathcliff był za łagodny,w książce nie raz współczułam mu trudnego dzieciństwa by za chwilę
nienawidzić za to jaki się stał...A w filmie?Nie było tej magii.Tak samo płytko zostały przedstawione
relacje trójkąta : Heathclif-Katy-Edgar.Szkoda,że zabrakło wielu scen...Rozumiem,że to
ekranizacja,ale nie potrafię patrzeć na film inaczej jak poprzez pryzmat ksiązki i wydaje mi się tylko
słabym odbiciem.Ale i tak oceniam na mocne 8.Muzyka piękna...Cieszę się,że nie zabrakło paru
istotnych cytatów jak np:"Poniżyłabym się, wychodząc za Heathcliffa teraz, więc nigdy się nie dowie
, że go kocham. Nie dlatego, że jest przystojny, Nelly, lecz ponieważ jest bardziej mną niż ja sama.
Z czegokolwiek uczyniono nasze dusze, jego i moja są takie same, dusza Lintona zaś tak się od
nich różni,jak promień księżyca od błyskawicy albo lód od ognia".
To jest adaptacja, a nie lustrzane odbicie treści z książki. Myślę, że zatrudnienie doświadczonych i utalentowanych aktorów, oddających swoją grą wymowę powieści, góruje nad oddaniem ich wieku i tym podobnych detali, które dla większości oglądających nie mają znaczenia (nawet jeśli czytali książkę). Mogli dać młodszych aktorów, ale po co? Film nie odniósłby takiego sukcesu z nikomu nie znanymi nazwiskami. To co piszesz o grze aktorskiej Fiennesa sprawia wrażenie, że mylisz "granie" z "wyglądaniem".
Wiem,że to adaptacja tylko boli mnie porównanie filmu z książką,nic na to nie poradzę.A z tego co czytałam na forum,nie mi jednej przeszkadzał wiek aktorów,bo do ich gry nie mogę się uczepić.Zresztą film oceniłam bardzo pozytywnie,a to iż mam pewne obiekcje...Jestem po prostu bardzo krytycznym babsztylem:)
Spoko spoko :) Ja za to lubię wdawać się w dyskusje ;)
Jak lubisz "wichrowe" klimaty to posłuchaj sobie kawałka Kate Bush "Wuthering Heights", może przypadnie Ci do gustu.
Ok,zaraz obczaję:)Też lubię dyskutować,zresztą chyba po to mamy tu konta.Pozdrawiam;)
Wiesz, te 10 czy ileś ekranizacji to coś mówi - po prostu idealnej jeszcze im się nie udało zrobić, więc ciągle próbują