Naprawdę doceniam przerysowaną lecz nie przesadzoną grę DiCaprio, przysięgam też, że
doceniam świetne zdjęcia (niektóre sceny zagrane był i nakręcone w sposób charakterystyczny
dla kina lat 40tych) . Dostrzegam, piękno kostiumów Prady. Dostrzegam, to w jaki sposób i jakimi
środkami reżyser składa hołd staremu Hollywood, jak operuje obrazem i prowadzi aktorów, by
oddać hołd dawnej szkole filmowej. Naprawdę widzę to wszystko.
A jednak ten film to dla mnie wydmuszka. Piękna, widowiskowa, oszałamiająca wydmuszka, która
nie wzbudziła we mnie żadnych emocji prócz rozczarowania. Uwielniam Baza Luhrmanna, ale
tym razem do mnie nie przemówił.
Obojętny był mi główny bohater, obijętny był mi jego przyjaciel, obojętna była mi ukochana
Gatsby'ego i jej przyjaciółka. Nie obchodziło mnie co sie z nimi stanie, nie płakałem podczas
finałowej sceny. Nie czułem nic. Oglądałem i nic z tego nie wynikało. Nic.
Tylko tyłek mnie rozbolał tak, że zaczął mnie szlag trafiać.
Masz rację we wszystkim co mówisz. U mnie też tak było, czyli że zero emocjonalnej interakcji, zwłaszcza że osobę o którą tak zaciekle walczył Gatzby była grana przez Mulligan,aktorkę, która moim zdaniem jest pozbawiona urody , jest wręcz irytująca i odpychająca. Jedyne co nas rózni to ogólna ocena filmu. Było tam tyle kolorów, przepychu i generalnie piękna że miałem gdzieś fabułe. Po 15 stu minutach filmu przestałem specjalnie słuchać co oni mówią i skupiłem się na obrazie. Niestety muzyka też była kiepska. Pozostaje czekać na film, który ma ten obraz plus poruszającą historię plus świetną muzykę. Póki co rozkoszuję się tym co jest-niesamowitym obrazem. Oglądałem w 3D. Nie wiem jak Ty.
Tak, oglądałem w 3D i myślałem, że mi gały wypłyną ;) Ogólnie mam problem z 3D bo podoba mi sie zawsze przez pierwsze 5 minut, a póżniej doprowadza do szewskiej pasji, nie wiem więc czy miało to wpływ na mój ogólny odbiór filmu ;))
Cenię Mulligan jako aktorke, co do urody sie nie wypowiadam. Zgodzę się, że ma ona w sobie coś odpychającego i też takie gra postacie (np. "Wstyd"). Jej kreacje są niejdnoznaczne moralnie i to może odpychać. Daisy w jej interpretacji ma w sobie jakiś chłód, szaleństwo i dystans i akurat to pasowało mi do tej postaci.
Muzyka jest średnia. W kontekscie filmu, kiedy łączy się z obrazem - brzmi znacznie lepiej. Jednak rzeczywiście odniosłem wrażenie, że jest jakaś przytłumiona, jakby celowo zepchnięta na drugi plan. Może moje wrażenie wynika po prostu z tego, że w porównaniu ze zdjęciami, kostiumami i całą resztą przepadła. Wielka szkoda.
Jestem bardzo smutny. Serio. Widowisko było, ale nie wystarczyło. Luhrmann nie przeskoczył tym razem siebie, a filmy na które czekasz już nakręcił :) Moulin Rouge i Romeo+Juliet, to dla mnie dwa małe arcydzieła, które mają to czego zabrakło w Gatsbym - emocje :)
NAJWIEKSZA WADA FILMU TO WLASNIE TA AKTORKA. odpychająca , tak samo jak w drivie
Mi z kolei nie były obojętne postacie. Przejąłem sie tym ,że Nicka wszyscy ignorowali i tym , że Gatsby był sam jak palec na świecie. Inna sprawa,że obraz był ubarwiony strasznie.... Rap Jay Z iego fajnie komponował sie z czasami prohibicji.... Podobał mi sie...
Bo Gatsby jest tylko jeden i jest nim niezapomniany w tej roli Redford - polecam wersję z 1974.
To, co widzimy na ekranie to kolorowa i lśniąca wydmuszka... :(
Mnie się akurat Dicaprio bardzo podobał w tej roli. Wydaje mi się, choć specjalistą nie jestem, że sposób jego gry nawiązywał do oryginału z 1926, dlatego niektórym mógł się nie spodobać - był teatralny, lekko przerysowany, a jednocześnie (według mnie) przekonujący. Redford pewnie też dał radę - muszę koniecznie obejrzeć wersję z nim i z Mia Farrow, żeby zrozumieć fenomen tej historii, którego ta ekranizacja z różnych względów nie oddała. Nie wierze,bowiem że wziął się z nikąd ;)
Temat wypowiedzi - strzał w 10. Czytałem ten komentarz przed seansem niedowierzając. Nic bardziej prawdziwego.
Zgadzam się.
Lata 20, i tak szalone i ekstrawaganckie, były (moim zdaniem niepotrzebnie) podrasowane w filmie do granic możliwości. Nie kupuję tej konwencji. Niestety, film na który tak bardzo czekałam zawiódł mnie. Daję 5/10 za fajną grę aktorską.
"Gatsby? What Gatsby" - ciekawe ile Mulligan ćwiczyła tę kwestię przed lustrem :P dla mnie niewypał
a ja się "zakochałam" w Gatsbym i serce mi pękło, jak zobaczyłam jak został potraktowany na końcu. Reszta bohaterów była mi obojętna, szczególnie ten główny, którego niemal nie zauważałam obok Dicaprio, który w tym filmie lśnił jak diament :)