Zderzyłem ten film z "Nimfomanką" Larsa von Triera (część I i II) i nasunęły mi się pewne wnioski:
"Wilgotne miejsca" jest niewątpliwie odważnym filmem ale kudy mu do wspomnianej wyżej "Nimfomanki"? Gra aktorka także na dużo niższym poziomie (Carla Juri, która nie jest już debiutantką vs Stacy Martin - absolutny debiut)
Uderzyło mnie to, że w "Nimfomance" do nimfomanii głównej bohaterki dorobiono ideologię, dodano głębię, tutaj mi tego troszkę zabrakło. Nad "Nimfomanką" zadumałem się potężnie i pochłonąłem obie części na raz, podczas oglądania "Wilgotnych miejsc" piszę ten post...
W obu filmach można znaleźć podobieństwa, a jednocześnie dzieli je przepaść.
Mam takie samo odczucie. Nimfomanka to gleboki film, przez seks, perwersje, czasami obrzydliwosc opowiada ciekawa i uniwersalna historie. Natomiast 'Wilgotne miejsca' to taki typowy shocker, bez glebii. Kto chce w nim cos zobaczyc pewnie sie czegos dopatrzy, ale mnie ten film zirytowal, bo spodziewalam sie czegos wiecej po tych zlamanych konwenansach. A tu tylko opowiesc o plytkiej, egocentrycznej dziewczynie.