Oglądając ten film czułem się jakbym śledził oczyma obraz starych prekursorów gatunku (frankenstein, wilkołak, dracula...). Kiczowato skaczący wilkołak (przebrany, porośnięty człowiek ze sztuczną szczęką rodem ze sklepów z dowcipami) koniecznie po londyńskich dachach, tak żeby można było na jednym z nich, przy dachowym posążku, zawyć do księżyca. Lejąca się posoka i mięso z sokołowa tylko pogarszają sprawę. Do połowy filmu myślałem, że chociaż fabularnie się obroni, ale zaraz wszystko zaczęło się sztampować. Mimo wszystko pod względem fabularnym film nie jest najgorszy bo ku mojej uciesze - i tutaj SPOJLER - nie było happy-endu.
Oczywiście film ma też wiele innych zale takich jak znakomita muzyka, genialna gra aktorska i świetna scenografia wraz z kostiumami. Ale przy dużym budżecie nie jest to problemem.
Podsumowując... Nawet jeśli zabieg był taki, żeby w kiczowaty sposób przypomnieć kino grozy lat 40, gdzie występowało sporo legendarnych stworów to do mnie to nie przemawia. Przy takiej obsadzie i takich zwiastunach, spodziewałem się epickiej historii kudłatego kumpla Draculi opowiedzianej na nowo. Zawiodłem się, a szkoda.
Moja ocena 3/10. Aż tyle tylko ze względu na aktorstwo, muzykę i scenografię.
"znakomita muzyka, genialna gra aktorska i świetna scenografia " chyba zartujesz.
Muzyka Elfmana dawała radę jak zawsze, scenerie również niezwykle malownicze, aktorstwo natomiast w tym filmie to dramat nad dramaty (vide jabłko na schodach i ostatnia scena przy wodospadzie). Oczekiwałem słabego filmu, początek mnie miło zaskoczył (w stylu Jeźdźca bez głowy), ale potem już było tylko gorzej. Ostatnie 30 minut to taniocha z filmów dla nastolatków.