Wilkołak

The Wolfman
2010
6,0 55 tys. ocen
6,0 10 1 55199
4,8 18 krytyków
Wilkołak
powrót do forum filmu Wilkołak

Kudłate Myśli

ocenił(a) film na 7

Judy zawsze była grzeczną dziewczynką. Sprzątała w pokoju, gotowała obiady, przeprowadzała staruszków przez jezdnię i każdego ranka myła zęby (zarówno swoje, jak i dziadka, którego sztuczna szczęka co noc pływała zataczając złowieszcze kręgi w szklance ze spirytusem stojącej na kuchennym parapecie, odstraszając tym samym oposy i inne leśne kreatury, pragnące dorwać się do ciasteczek z haszem domowej roboty). Od śmierci jej rodziców minęło już kilka lat, jednak panienka zawsze mogła liczyć na dziadzię, który od tamtej pory pilnował jej jak oka w głowie (tzn. tego, które mu zostało, bo podczas ostatniego sylwestra udowodnił, że otwieranie szampana petardą nie należy do najmądrzejszych – i najbezpieczniejszych - pomysłów). Fakt, że miał on poważne problemy z kulturalnym komunikowaniem się z innymi, higieną, pamięcią i potencją, ale kiedy tylko Judy miała ochotę na bajeczkę, ten robił co mógł… by uciec po kryjomu z mieszkania. Ale zawsze wracał jakiś czas później, nawalony jak szpak (raz nawet z upominkiem w postaci zwłok azjatyckiej prostytutki w worku na ziemniaki) i opowiadał swojej wnusi wspaniałe opowieści o miłości, przyjaźni i innych elementach należących jedynie do świata baśni.

- Dziadku! Dziaduniu! – wołała zniesmaczona Judy, którą lektura magazynu „Harde Piętnastki” najwyraźniej nie chwyciła za serce tak bardzo, jak jej opiekuna miesiąc wcześniej (co skończyło się potrójnym by-passem) – Możesz do mnie przyjść?

- Za sekundkę, kochanie. – odpowiedział dziadek, zajęty mieszaniem bimbru z denaturatem i grzybkami halucynkami, które wyrosły na pierogach, jakie znalazł rankiem za zepsutą lodówką. – Poczytaj sobie jakieś bajeczki, a ja zaraz przyjdę. Położyłem ci tam jedną książkę obok mojej kolekcji magazynów młodzieżowych.

- Ale to Biblia…

- No, więc właśnie! – odkrzyknął nieco zgryźliwym tonem dziadek, któremu kropla denaturatu dostała się do pustego oczodołu – Obczaj ją sobie, a ja dokończę mój kulinarny eksperyment… ałć, cholerne oko…

- Wolałabym jakąś przerażającą historię grozy! Z dużą dozą przemocy i chorym socjopatą! – stwierdziła zepsuta przez mass-media młódka.

- W takim razie przeczytaj tylko Stary Testament! Ale mi później nie narzekaj na koszmary, bo znowu cię będę musiał usypiać oparami benzyny z mojej Łady! – bąknął starzec, którego cierpliwość najwyraźniej była już na wyczerpaniu.

- Co ty właściwie tam robisz, co? Siedzisz w piwnicy już od kilku godzin, zaczynam się o ciebie martwić!

- Twoi rodzice też się o mnie martwili, i co? Kto ich przeżył? Kto ich przeżył? – dumnie odparł pochylony nad dziwnie pachnącą bejcą dziadek – Pracuję nad starą, rumuńską recepturą. Próbuję stworzyć „lumitynę”, najmocniejszy trunek Romów, w większej dawce śmiertelny nawet dla słonia.

- Mój Boże... – przeraziła się dziewczynka.

- Spokojnie, mała. Czy ja ci wyglądam na słonia? Jedyny problem polega na tym, że brakuje mi jakiegoś cholernego wilczego pazura. Skąd ja go mam, do jasnej febry, skołować?! Ponoć to kluczowy składnik, nadający napojowi charakterystyczny smak szczurzych wymiocin…

- Dziadku, ale szczury nie wymiotują… - ustawienie Wikipedii jako strony startowej okazało się dla niej niejednokrotnie bardzo pomocne – Czytałam o tym w internecie.

- Ta, czytaj ten chłam, to daleko na tym zajdziesz. – stwierdził dziadzio wpatrzony w najnowszy numer „Hardej Piętnastki”, który poprawiał mu nastrój podczas przerw od eksperymentu – Pełno tam zbereźnego ścierwa, które ci wypaczy mózg. Jeszcze się przekonasz. – dokończył, wyjął z kieszeni klejącą się chusteczkę i wytarł nią swoją ślinę z rozkładówki.

Żyjąc na co dzień ze zgredziałym seniorem, Judy nauczyła się kilku tricków, pozwalających na dogadanie się z nim, nawet podczas najbardziej beznadziejnych sytuacji.

- Jeśli zaraz nie przestaniesz się wygłupiać i nie przyjdziesz do mnie na górę, to przysięgam, że wrzucę twoje nagie fotki na naszą-klasę! Chyba być nie chciał, żeby moja wychowawczyni, pani Jones, zobaczyła cię w takim stanie?

- Ty wredna gamratko, chędożona w rzyć przez tabun Negrów! Dobrze wiesz, że ta niunia śni mi się po nocach! – wrzasnął starzec, wywracając ze złości miskę pełną niewypałów, które zbierał hobbystycznie odkąd skończyła się wojna – Za takie coś będziesz się smażyć w piekle!

Znerwicowany staruszek, klnąc pod nosem w kilku językach, pokuśtykał schodami na górę i usiadł na kanapie obok swej niewdzięcznej wnuczki, zerkając od czasu do czasu w jej kierunku z obrzydzeniem i wyraźną dezaprobatą. Wypieki na nieogolonych policzkach oraz zmarszczone z gniewu czoło sprawiały wrażenie, jakoby gapił się na nią olbrzymi, czerwony agrest w przesiąkniętym wódką, dziurawym swetrze. Trudno o bardziej groteskowy widok.

- Jak się cieszę, że zechciałeś do mnie dołączyć. – powiedziała dziewczynka, szczerząc się jak Polański na widok trzynastolatki – O czym będzie dzisiejsza historia?

- O tym, jak to pewien sympatyczny, starszy człowiek zapomina wyłączyć gaz przed wyjściem na spacer, zostawiając w pozamykanym domu śpiącą wnusię.

- Oj, dziadziu, nie gniewaj się na mnie. Przecież wiesz, że się z tobą tylko droczę!

- Niemcy też się ze mną droczyli, jak mi podstawili minę przeciwczołgową na grządkach rzodkiewki przed domem. – odgryzł się starzec pokazując palcem na drewnianą nogę od stołu, która wystawała spod jego nogawki – A to psikus, nic tylko powinszować pomysłowości i komizmu stosowanych praktyk.

- Przepraszam. Naprawdę! Co powiesz na kogel-mogel? Zrobię ci jak mi opowiesz coś strasznego, ale i fajnego zarazem!

- Kogel-mogel mówisz, eh? – podniecił się lekko dziadek, co w jego wieku jest czymś godnym owacji na stojąco – Ale wiesz, co chcę jako posypkę?

- Vicodin, tak. Obiecuję, że tym razem zetrę go bardziej, tak, żeby imitował puder. Może być?

- Może. – ucieszył się senior – Z odrobiną Rohypnolu! Za choć jedną spokojną noc oddałbym nerkę!

- Drugą? Pierwszą sprzedałeś za worek cracku, który stoi w garażu.

- No to wątrobę. – poprawił się szybko.

- Już nieważne…

- Tak, czy na wspak, skup się teraz, bo zaczynam tę wspaniałą opowieść o miłości, Cyganach i owłosionych miejscach na ludzkim ciele.

- Brzmi dumnie. – zauważyła dziewczynka.

- Cichaj! A więc, nie tak dawno, dawno temu, w wiktoriańskiej Anglii żył sobie Sir John Talbot, do złudzenia przypominający Anthony’ego Hopkinsa, którego - pomimo, że nie grał w żadnych pornosach – darzę wielką sympatią. Miał ci on dwóch synów. Jeden z nich, Lawrence, przebywał w Stanach Zjednoczonych, a drugi w lesie, w stanie martwym. Gdy Larry dowiedział się o śmierci brata, od razu przybył do ojczyzny na jego pogrzeb.

- Potworne!

- Oj, potworne jeszcze przed nami. Widzisz, przyczyna śmierci tego młodego Brytyjczyka była nieznana, ale mówiło się, że to złe bestie nocy urządziły sobie z jego truchła bufet szwedzki. Tak pokiereszowane zwłoki mogło zostawić za sobą tylko najgroźniejsze i najbardziej brutalne zwierzę znane człowiekowi – czyli on sam. Ale co było narzędziem zbrodni? Głębokie rany cięte wskazywały na to, że ofiarę zabiło coś na kształt niedźwiedzich pazurów, lecz o wiele, wiele większych i ostrzejszych. Gdy połączy się to z cygańską legendą, według której po pobliskich lasach grasuje wilkołak, cała sprawa nabiera sensu! – dokończył dziadek i wytrzeszczył oko, by zbudować efekt grozy.

- Znowu zatwardzenie? – spytała troskliwie wnuczka.

Efekt grozy poszedł się je*ać.

- Ja ci dam zatwardzenie!

- Nie, dziękuję. Możesz kontynuować?

- Likantropia, czyli „wilkołactwo”, to choroba, która objawia się przybieraniem wilczej postury, nadmiernym owłosieniem i krwiożerczymi zapędami, spowodowanymi pełnią księżyca. Jeśli więc faktycznie gdzieś tam krążyła podobna bestia, logicznym byłoby zostać wieczorem w domu. Lawrence najwidoczniej nie był zbyt roztropny, ponieważ odważył się na nocny spacer po lesie. Czemu więc dziwił się potem, że dziabnął go wilkołak, to już nie wiem.

- Niech zgadnę. – przerwała mu nagle Judy – Larry sam zmieniał się później w potwora i ścigało go pół miasta z widłami i pistoletami na amunicję ze srebra?

- Faktycznie! – zdziwił się dziadek – Bystra jesteś jak na pół-sierotę! Dobrze cię wychowałem!

- Nie ty, dziadziu. Wikipedia! To, co mi opowiadasz, to szablonowa historia o wilkołakach. Klasyk taki jak Dracula, Brama Stokera, czy Frankenstein M. Shelley.

- No, może… chociaż i tak jest całkiem fajna, szczególnie jeśli ogląda się ją na wielkim ekranie! A teraz właśnie nakręcili film! Co ciekawe, jest to w większym stopniu projekt producencki, nie reżyserski, a niemalże cała ekipa – łącznie z kompozytorem dźwięku – była kilkukrotnie wymieniana podczas zdjęć!

- Skąd ty masz taką wiedzę, dziadku? – spytała wyraźnie zaskoczona młoda dama.

- Byłem tam statystą. Grałem pijaka w barze. Reżyser mnie nawet pochwalił i powiedział, że jestem naturszczykiem! – dumnie wypiął swą sflaczałą pierś senior.

- Aż dziw, że nie zagrałeś roli tytułowej. Z twoim bujnym owłosieniem nadawałbyś się w sam raz!

- No, gdzie… Dobra, opowiedziałem, co miałem. Teraz zmiataj do kuchni i zrób mi kogel-mogel! Ja się przejdę, bo mi w kościach strzyka, a lubię czasem popatrzeć na pełnię księżyca.

- Tylko się nie zmień w wilkołaka. – zakpiła młódka, wyobrażając sobie dziadka, próbującego zagryźć kogoś plastikowymi kłami.

- Auuuuuuuuuuuuu!

Psia krew, znowu ten zasrany dysk…
============
http://cinemacabra.blog.onet.pl/

ocenił(a) film na 7
Pawlik

e?


-______________________________-'

ocenił(a) film na 7
ekwi

ü?

^-------------------^