Film jest tragiczny. I to nie ze wzg. na to, że gusta się różnią, że zależy co kto lubi.
Twierdzi Pan, że aktorzy są dobrzy? Owszem, Del Toro pasuje jak ulał i gra przyzwoicie, ale Hopkins? Razem z Weavingiem udają poprzednio grane przez siebie postaci, Hannibala i Smitha (z tym swoim elokwentnym i spokojnym tłumaczeniem i tonem). Są nudni i nieciekawi.
Film jest nieposkładany, niezrozumiały i ciągle jest pełnia. Skoro to sequel robiony pod dzisiejsza publikę to czemu Wilkołak wygląda jak wyciągnięty z kreskówki? Jest po prostu śmieszny. Biegająca i wyjąca włochata kukła :) Godzille, amerykanie zrobili w inny sposób a to tez przecież sequel. Można go lubić lub nie, no ale film był udany.
Nie wiem czemu, Panie Marcinie, tak pan chwali, czy raczej pozytywnie ocenia ten gniot. Można oskarżyć Pana o subiektywność z jakichś powodów.
Właśnie ze względu na Hopkinsa m.in. warto obejrzeć ten film. Uważam, że
grał świetnie. Na 10 może i nie zasługuje ale 7/10 ode mnie dostanie, wcale
nie jest tragiczny:)
Ech..., no tak Hopkins gra czarny charakter to od razu porównanie z Hannibalem... Ja jakoś nie zauważyłam żeby w filmie występował Lecter, ale może oglądaliśmy dwa różne filmy. W "Milczeniu owiec" Hopkins zagrał intelektualistę, przebiegłego i sprawiającego wrażenie wszechwiedzącego, będącego zawsze o krok przed innymi ale pokazano też (mówię to w odniesieniu to całej trylogii o Lecterze z Hopkinsem), że ten psychopata jest jednocześnie wrażliwy i ma jednak uczucia (jest nawet zdolny pokochać). Praktycznie w niczym nie przypominał typowych morderców ukazywanych w filmach. Widza przerażało to, że ten psychiatra sprawiał wrażenie "normalnego", był oczytanym miłośnikiem opery, sztuki, eleganckim, taktownym a jednocześnie potrafił z zupełnie zimną krwią i stoickim spokojem mordować niczego nie spodziewających się ludzi. Złamano stereotyp biegającego z piłą motorową czy nożem szleńca szlachtającego każdego, kto stanie na jego drodze. Natomiast w "Wilkołaku" nigdzie tego nie widać. Bohater Hopkinsa jest tu tajemniczy ale też widać, że niejako obojętny, zimny i pozbawiony uczuć (np. w scenie kiedy bez jakichkolwiek emocji mówi do Del Toro, że jego brat został znaleziony martwy w rowie a mówi przecież o swoim własnym synu). Sir Talbot, to starzec, który sprawia wrażenie niegroźnego, nieco zdziwaczałego człowieka.
Idąc tokiem myślenia, że Hopkins w "Wilkołaku" to Lecter, co według mnie jest paranoją, można wszystkie jego kreacje aktorskie sprowadzić do tego samego zaczynając od roli Hitlera (która zagrał długo przed Hannibalem) a na Tytusie Andronikusie skończywszy.
Nie uważam też żeby film był tragiczny i nieposkładany. Z tego co wiem nie jest to seqel robiony pod tą publikację a wręcz przeciwnie - to książka ukazała się pod film i w sumie nie wiem jakiego wilkołaka można się było spodziewać? Dwugłowego? Wystarczy poczytać chociażby legendy germańskie dotyczące wilkołaków i pooglądać ryciny. Moim zdaniem dobrze, że twórcy filmu nie uwspółcześnili go i oddali oryginalny klimat wiktoriańskiej Anglii.
hmmm.... Natiw. Dla mnie aktorzy nie zbudowali wiarygodnych postaci. Wszytko to gdzies w ich wykonaniu juz było. Moze niekoniecznie Hannibal itd, ale postaci nie byly oryginalne. I sami tworcy nawet komentowali ze film jest pełen błędów i niejasnosci a to ze wzg na szybkosc produkcji i straszny montaż. Zreszta film był produkowany przez korporacje a nie "jakiegos goscia co ma wizje". Dla mnie dalej jest nieudany. Nie wierze aby taki film, tworzony w taki sposob w jaki zostal, z gwiazdami aktorskimi z 1szej polki byl robiony dla sentymentu i artyzmu. A sam potwór... Mogli go pokazac w inny sposob. Juz niech lata wygladajac jak ten z 33. roku niektorzy widziowie moze tak lubia. Sam poczatek filmu kiedy go nie pokazywali byl bombowy. Kawalek reki, cienie etc. No a pozniej pełnia była codziennie i stworek wyjac latal po Londynie...
Troszkę sam sobie Dawidoo85 zaprzeczasz... Ale to co piszesz dowodzi, że jednak to czy film się poboba czy nie zależy od gustu, od tego co kto lubi. Nie ma i nigdy nie będzie filmu, o którym wszyscy będą wypowiadali się pozytywnie, bo każdy z nas jest inny i co innego go zachwyca, porusza czy po prostu się podoba. To jest w sumie piękne, że się różnimy, bo świat byłby nudny gdyby wszyscy mieli takie same poglądy, upodobania... Możemy miesiącami wzajemnie się przekonywać, że "Wilkołak" czy jakikolwiek film jest beznadziejny albo w porządku i i tak do niczego nie dojdziemy. Tak samo jest z muzyką i praktycznie wszystkim. Dla jednych zawsze szklanka będzie do połowy pełna a dla drugich do połowy pusta choć to cały czas ta sama szklanka z wodą