Nie powiem, żebym miał duże oczekiwania od tego filmu. Idąc do kina pomyślałem, że to pewnie kolejne dość tandetne fantasy, zrobione może nieco lepiej i z większą pompą niż zwykłe horrory z potworami. Niestety, Wilkołak nie zaskoczył mnie pozytywnie.
Muszę jednak przyznać, że na początku, przyjemnie się to oglądało. Elegancki klimat XIX Anglii, ładne zdjęcia, nie najgorsza muzyka. Do momentu, w którym Lawrence zmienił się w Wilkołaka, film całkiem mi się podobał. Zwłaszcza atak wilkołaka na obóz cyganów. Niestety, kiedy główny bohater ujawnił swą 'misiowatą' twarz, to mnie odrzuciło. W ogóle film stał się nagle nudny i przewidywalny.
Scena pojedynku wilkołaków przyprawiła mnie o mdłości. Anthony "Miś" Hopkins rzucający się krzesłami z drugim misiem... Straszne. Nie mówiąc już o wątku inspektora (Hugo Weaving), który zapowiadał się obiecująco, a skończył nagle i beznadziejnie. Podobnie wątek Gwen, zupełnie niedopracowany. Zresztą całe zakończenie było tandetne, albo chyba zwyczajnie nieprzemyślane.
Podsumowując, pierwsza część filmu całkiem dobra, druga słaba. Piękne zdjęcia momentami, przeplatające się z kiczowatymi twarzami wilkołaków. Oklepane i niedopracowane zakończenie początkowo ciekawej fabuły. Szkoda, że twórcy nieco lepiej się nie postarali, bo to mógł być naprawdę niezły film.