Na wstępie zaznaczam, że to subiektywna opinia (czy ktoś może nazwać siebie obiektywnym w ocenianiu filmów?) i proszę o brak komentarzy, odnoszących się do mojej osoby ;).
Film z ciekawą muzyką, pięknymi zdjęciami (kocham góry), dobrą reżyserią i to wszystko. Scenariusz? Tragedia. Wino truskawkowe opowiada o.... niczym. Nie wzbudził we mnie żadnych emocji, ani wzruszenia, ni śmiechu (co jest lekkim uogólnieniem, gdyż Stuhr wrzucił sporadyczny uśmiech na moją twarz i kilka scen nasyciło mnie obrzydzeniem). Twórcy oszukiwali widzów długim milczeniem, plenerami. Zatykali dziurę, lecz pojawiały się nowe. Przewidywalna nicość, ot co :). Muszę się porządnie zastanowić nad oceną, aby nie skrzywdzić muzyki, zdjęć, ale poza 3 nie wzniosą te atuty owego filmu.
Zdecydowanie nie polecam. Film zajmuje przedostatnie miejsce w "moim rankingu" kiedykolwiek obejrzanych produkcji.