Przede wszystkim, narracja jest fatalnie prowadzona. Nie sprzyja to budowaniu klimatu i nadążaniu za opowiadaną historią. Pierwsza scena trwa za długo, inne, ciekawe sceny, np. lekcja z komunistką, trwają za krótko. Przez ponad godzinę film jest zrozumiały, potem przewija się za dużo wątków, za dużo ludzi na ekranie... Ponieważ większości prawdziwej historii dzisiaj się w szkole nie uczy, ukazywanie kilku lat historycznych napaści przez dwie i pół godziny nie spełni swojej edukującej roli. Zresztą cały film nie jest żadną edukacją, to tylko wizja reżysera. Reżysera, który zatrzymał się mentalnie na poziomie gimnazjum, czyli "tam pokażę seks, tam pokażę przemoc, tam znowu seks, tam jakiś głupi żart itd." Może jestem za wrażliwy na takie filmy... Nie oceniam tu historii, bo nie jest to film historyczny - myślę, że film fabularny nie może być historyczny. Generalnie wolałbym przed dwie godziny oglądać z ekranu czarno białe fotografie zamordowanych ciał, słuchać czytanej z kartki mowy profesora o tamtych czasach, kiedy w tle leci poważna muzyka. Tymczasem dostałem do oglądania tylko wizję reżysera, która z prawdziwą rzezią może mieć tyle wspólnego, co wspólnego ma "Noe" Darrena Aranofskiego z biblijnym potopem. Cóż, w tym filmie ani los bohaterki mnie nie przejmuje (ze względu na "szarpaną" narrację), ani historia nie wydaje mi się do końca przekonująca. Czyli nie kupuję tego filmu.
Po seansie w kinie była aktorka grająca główną rolę. Nie potrafiła powiedzieć o treści filmu więcej niż to, że czytała, że takie wydarzenia rzeczywiście miały miejsce. Mówiła, że film był wyzwaniem, że długo się przygotowywano i bla bla bla. A ja uważam, że jak się nie może udzielić komentarza na temat historii, której człowiek chce być częścią... to ten człowiek nie jest historii częścią.
O Michalinie Łabacz - Werner Herzog do swoich dwóch wspaniałych filmów zaangażował Bruna S. Należy wątpić, czy Bruno S. potrafiłby cokolwiek powiedzieć o Kasparze Hauserze. Taki z niego był naturszczyk. W „Stroszku” otarł się o geniusz. Może i Michalina Łabacz też jest chora psychicznie i dopiero spotkanie z genialnym reżyserem wyzwoli w niej coś więcej. Teraz to prosta dziewczynka, która w „Wołyniu” zagrała siebie i tego doświadczyłeś po seansie.