...podchodził do tego filmu na kolanach tylko dlatego, że traktuje o ważnych sprawach. Podobnie jest z KATYNIEM Wajdy, filmem KOSZMARNIE złym, gdzieś na poziomie późnego Zanussiego (co jest obelgą). Z Wołyniem nie jest aż tak źle, jakoś to się ogląda, ale i tak jest to Złe Nowe Polskie Kino, które zaczęło się na początku lat 90. Są oczywiście szlachetne wyjątki (np. Andrzej Barański czy Marek Koterski).
Na początek może o tym, co jest dobre. Z pewnością aktorstwo - Łabacz to zjawisko, a Jakubik nie gorszy, Dyblik dzielnie im kroku dotrzymuje. Muzyka Trzaski jest klimatyczna.
Film za długi, 1.5 h by wystarczyło, niepotrzebne wątki poboczne, sceny batalistyczne z kampanii wrześniowej to jakiś żart, zdjęcia w stylu Janusza Kamińskiego, a to bardzo zły styl jest (mam na myśli stylizację a la Szeregowiec Ryan).
I znowu to ratowanie Żydów, klisze na maksa - ile można?! Gdzieś w środku film przestaje trzymać się kupy, zlepek scenek, które pozostawiają widza obojętnym. Widać, że na poziomie konstrukcji scenariusza coś nie zadziałało.
Zdjęcia Sobocińskiego dość słabe są, niby poprawne, ale nie ma w nich głębi, początkowo myślałem, że na cyfrówce jest to kręcone, ale na IMDB widzę, że 35 mm. Wniosek z tego taki, że jak Polacy kręcą na taśmie, to i tak wygląda jak digital, po prostu cudowna transmutacja! Na zachodzie jest odwrotnie, robią na cyfrze, np. Arri Alexie, i wygląda jak na taśmie. W Wołyniu tekstura obrazu jest jakaś sucha, jak w programie telewizyjnym. Ale może tak miało być?
Mam złośliwe refleksję, że Smarzowski wybrał tę tematykę, bo mógł w końcu wyżyć się w swoich fetyszystycznych obsesjach. Popatrzcie tylko, wszystkie czekboksy są odhaczone!
Seks? Proszę - Jakubik wykonuje gwałtowne ruchy frykcyjne, bioderka pracują, jest git! Wóda - no ej, jest wieś, jest wesele, pospólstwo chleje, woda życia się leje! Rwany montaż, rwany montaż, tak, tak, te sklejki montażowe celowo niedopasowane, są takie fajne przeskoki w scenie, jak u śp. Godarda, to chyba znak firmowy montażu a la Smarzol. No i lastbatnotlist - siekiery idą w ruch, nie tylko, jest spory wybór broni białej, sierpy, widły, noże, etc. To jest idealny temat dla Wojtka, mógł w końcu rozwinąć skrzydła.
No i w tym jest problem - jeśli idziemy w taki haptyczny wręcz gore, no to ryzykujemy, że to będzie się oglądało jak kolejny zombie flick, wtedy paradoksalnie wytwarza się verfremdungseffekt i zaczynamy oglądać to jak jakąś post-apo fantazję.
Przypomnijcie sobie najbardziej wstrząsające filmy wojenne - DZIECKO WOJNY, Idź i patrz, Grobowiec świetlików, Kanał - tam nie było GORE‘u, a całkowicie wsiąkałeś i oglądałeś jak w transie. Nie ma tego w przypadku Wołynia. Nie czułem się wstrząśnięty. Widziałem to wcześniej u Romero. Muszę się zgodzić z opinią Tadeusza Lubelskiego, który utyskiwał na stronę artystyczną filmu. I o to chodzi - film jest dziełem przynależącym do sfery estetyki, jeśli na tym poziomie zawodzi, to cała reszta, jakaś tam tzw. ważka tematyka, schodzi na dalszy plan.
Ja bym ten film widział w ten sposób - 90 minut, i tylko masakra, jakieś może drobne wprowadzenie, zarysowanie tła, a potem hardcore - pokazujemy cały repertuar tortur, do tego trochę więcej zbrodni dokonywanych przez Polaków na Ukraińcach. Ten GORE jednak najlepiej wychodzi Smarzolowi, więc tego się powinien trzymać. To by było uczciwsze, coś w stylu pamiętnego CZEKISTY Aleksandra Rogożkina.
Inna dobra rzecz , jaką mogę o tym filmie powiedzieć, to brak poprawności politycznej, tutaj Wojtek pojechał po bandzie, np. scena hymnu Ukrainy śpiewanego podczas symbolicznego pochówku Rzeczypospolitej. Bardzo mi się to podoba, ch..j tam ze stosunkami polsko-ukraińskimi, żadnej delikatności - za to WIELKI SZACUNEK dla reżysera. Fajne jest to, że nie robił on tego dla poklasku środowisk prawicowych, bo wiadomo, że ma je gdzieś, ale dlatego, że to jest jego podejście. Taki zeń jest gość. Co ważne, pokazany jest historyczny background, jak Polacy traktowali Ukraińców, czyli jak obywateli drugiej kategorii, chamów - taka mentalność kolonialna. Pokazana jest też zbrodnia Polaków, co jest fajną przeciwwagą dla ukraińskiego rozpasania. To jest na plus. Wychodzi z tego fajna uniwersalistyczna konkluzja, że wszyscy jesteśmy ch...ami. Taka prawda.
Dzień wcześniej obejrzałem sobie półgodzinny dokument Wołyń - zapis zbrodni, zrealizowany przez Jadwigę Nowakowską. Przyznaję, że wstrząsnął mną dużo bardziej niż film Smarzowskiego. Na koniec muszę zaznaczyć, że generalnie nie lubię tego reżysera i jego stylu, ale Wołyń to mój drugi film po Klerze, który jestem w stanie uznać za w miarę udany. Choć z mnóstwem zastrzeżeń.