Smarzowski nie potrafil jednak ustrzec się poprawnosci politycznej, dlatego obnizylem ocene tego filmu. Jest kilka scen w filmie, ktorymi w sposób lopatologiczny, reżyser i scenarzysta w jednej osobie probuje zrownowazyc tragiczny bilans Rzezi Wolynskiej po stronie polskiej i ukraińskiej budując swoista symetrie - "oni [Polacy] cierpieli ale i tamci [Ukraincy] również doznali krzywd. A w tym wypadku, w historii tamtych wydarzen równowagi po prostu nie było ...
Zdaje się, że oczekiwałeś zajęcia przez reżysera konkretnego stanowiska. A moim zdaniem pokazał nie równowagę krzywd, tylko rozkręcanie się spirali nienawiści. Za świeżej pamięci Ukraińcy pamiętali wspólną walkę z Polakami przeciwko bolszewickiej Rosji, zakończoną zamiast utworzenia obiecanego państwa podziałem ich narodu. II Rzeczpospolita też nie była zbyt łaskawa dla Ukraińców, film wspomina o akcji polonizacyjno-rewindykacyjnej 1938 roku, a była jeszcze pacyfikacja Małopolski Wschodniej w 1930, czy akcja osadnicza mająca na celu zmianę demografii Kresów. Poza tym część scen ma charakter symboliczny, jak mord na rodzinie siostry głównej bohaterki. Chodzi tu nie tylko o pokazanie polskiej akcji odwetowej, ale o to jak konflikt spowodował wymuszenie separacji obu narodów, gdzie dla mieszanych małżeństw nie było już miejsca. Doszukiwałbym się bardziej uniwersalizmu filmu "Wołyń", bo mechanizmy historycznie prowadzące do rzezi są zbliżone. Czy to Turcja w 1915, Rwanda w 1994, czy Bośnia w 1995, podstawą była inność etniczna/religijna, wyższy status społeczny/materialny i nienawistna propaganda.