Głównemu bohaterowi filmu jednak dużo brakuje, żeby stać się superherosem. Przyznaję, wątek z operacją wzroku, a późniejsze jej skutki zalatują czystą fantastyką. "Wojna Connorsa" natomiast to typowe kino sensacyjne z niższej półki.

Agent Connors został kilka lat temu zwerbowany przez szefa sił specjalnych, Brooksa. Jest jego najlepszym i najbardziej zaufanym człowiekiem. Wykonuje najbardziej niebezpieczne zadania, działa w pojedynkę i nie waha się stosować siły ostatecznej. Podczas ostatniej akcji Connors miał powstrzymać terrorystów przed zabiciem pani prezydent. Zadanie zostało wykonane, ale w czasie jego wykonywania Connors traci wzrok od silnego wybuchu.
Trzy lata później byłego już agenta odwiedza jego dawny znajomy, Brooks. Proponuje mu powrót do Agencji, a także obiecuje wykonać operację, która pozwoli Connorsowi na nowo widzieć. Ten nie mając nic do stracenia zgadza się na operację przywracającą wzrok oraz wykonanie nowego zadania powierzonego przez Brooksa: wykradnięcia z bazy CIA broni biologicznej. Wszystko przebiega bez problemów. Connors przekazuje walizkę z bronią Brooksowi, a sam poddaje się kolejnemu zabiegowi, gdyż operacja pozwala na przywrócenie wzroku tylko na 48 godzin. Niedługo przekona się, że Brooks wykorzystał go do swoich celów mając zamiar zemścić się na swoich szefach. Connors postanawia powstrzymać Brooksa i odzyskać walizkę z groźną bronią biologiczną. Pomaga mu w tym piękna pani doktor, Amanda.
Brooks umawia się na spotkanie ze swoim byłym szefem w hotelu. W zamian za broń biologiczną żąda gotówki i bezpieczne opuszczenie kraju. Na miejsce przybywa Connors. W czasie nieuniknionej konfrontacji Connors zabija ludzi Brooksa.

Sama fabuła filmu ma zadatki na coś bardziej ambitniejszego, niestety zaserwowano nam tanią B- klasową sensację. Postaci grających w filmie można policzyć na palcach jednej ręki. Film do obejrzenia na jeden raz bez żadnych rewelacji.