PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=128440}

Wojna Zimowa

Talvisota
1989
7,2 2,7 tys. ocen
7,2 10 1 2697
Wojna Zimowa
powrót do forum filmu Wojna Zimowa

A przynajmniej na mało kasy wygląda. Konstrukcja filmu jest dość banalna i wręcz razi monotonią. Wybrano schemat, który należy do bardzo oklepanych i już przejedzonych lata temu. Porównywanie "Wojny zimowej" z kinem wojennym, np. amerykańskim, i choćby i sprzed pół wieku, wypada na korzyść tego drugiego. Trochę żałosna produkcja. No i jeśli ktoś nie kojarzy z fińskich reżyserów/fińskiej kinematografii nikogo, to może zyskać dziwne uprzedzenie. I wtedy przepadną mu tak interesujące filmy, jak te Kaurismakiego.

ocenił(a) film na 8
Ogami_Itto

Bzdura. O ile rozumiem powszechne zarzuty wobec "Talvisoty", odnośnie warstwy fabularnej, to sekwencje batalistyczne stanowią ścisłą czołówkę, jaką było mi dane oglądać na ekranie. Autentyczność uzbrojenia, umundurowania i odwzorowania walk na linii Mannerheima, wręcz przyprawia o zawrót głowy. Rzecz niestety w wielu filmach amerykańskich - tych współczesnych, jak i sprzed połowy wieku - niekoniecznie będąca często stosowaną regułą. Scenariusz, typowo "pułkowy", majstersztykiem nie jest, ale ukazuje, to co było domeną Finów podczas ich udziału w II WŚ - nieugiętość. Przygniatająca przewaga liczebna i sprzętowa wcale nie paraliżowała Finów, którzy na przekór losowi, starali się patrzeć z optymizmem w przyszłość, byle zadać jak największe straty swojemu przeciwnikowi. I to się udawało. To jest w tym filmie ukazane, który jest dopracowany pod każdym detalem historycznym. Jakiekolwiek braki w osi fabuły, która momentami faktycznie nie porywa, rekompensuje rozmach i autentyczność batalistyki w tym filmie. Broni się to cały czas po latach. Całość bardzo surowa i realistyczna, bez zbędnego patosu i niepotrzebnej heroizacji, która jest powszechnym udziałem kina amerykańskiego. Świetny film.

Blok11

"Przygniatająca przewaga liczebna i sprzętowa wcale nie paraliżowała Finów, którzy na przekór losowi, starali się patrzeć z optymizmem w przyszłość, byle zadać jak największe straty swojemu przeciwnikowi. I to się udawało." - cóż, czy nie piszesz w tym punkcie właśnie o "patosie i heroizacji"? "Wojna zimowa" to "garstka przeciw masie" - fabuła godna "300 Spartan" ^^. Nie obchodzi mnie, czy są to Twoim zdaniem elementy zbędne (ten patos i herorzacja), czy niezbędne w filmie wojennym - gdyż tu po prostu są. (kinematografie każdego kraju po toż właśnie robiły filmy wojenne, by osadzić w nich patos i heroizację, to zresztą cechy filmu wojennego jako gatunku na pewnym etapie jego rozwoju - zanim jeszcze przeszedł w fazę krytycznych reinterpretacji typu "Parszywa 13"; a że kino fińskie nie ma zbyt bogatych tradycji filmu wojennego to trudno się dziwić, że ewolucja tego gatunku przebiega u nich asynchronicznie w stosunku do USA, co jest chyba zrozumiałe dla kraju o innej historii)
Co do samej "Wojny zimowej" to bardzo przypomina, co paradoksalne i dość zabawne, właśnie rosyjskie produkcje propagandowe - głównie mam na myśli filmy Jurija Ozierowa, takie jak "Bitwa o Moskwę", "Żołnierze wolności", "Bitwę o Staligrad". Podobnie "reinterpretuje" historię. Tak na marginesie, wiele osób właśnie wciąż się zachwyca zdolnościami "rekonstrukcyjnymi" obrazów Ozierowa. Czy to znaczy, że przez to jest to dobre kino. Czy "Bitwa Warszawska" to dobry film, bo jej twórcy coś tam zręcznie sobie rekontruują (taki dowolny przykład)? A więc - kiepska fabuła, kiepskie aktorstwo, ale dobrze zrobione mundury i ładne wybuchy - czyli świetne kino. Jeśli potrzebujesz kilku fajerwerków, to życzę miłego oglądania innych tego typu filmów. Tych "bardzo surowych i realistycznych" całostek, jeśli je lubisz. Niestety, kino to przede wszystkim kłamstwo, umowność i konwencja. Realistyczna rekonstrukcja historyczna jest możliwa tylko do pewnego stopnia - bo w końcu jak się zastanowić, realistyczne to by było tylko puszczenie serii po sali, że tak brutalnie zacytuję tu ironiczną uwagę Fullera. Niestety niewielu widzów stać na dystans w czasie seansów, bo kino ma "wciągać", a Ciebie wciągnął jeden film i się denerwujesz, że ja z kolei nim gardzę. Cóż, bzdurny odruch emocji?

ocenił(a) film na 8
Ogami_Itto

Rozumiem, że to dowolny przykład, acz samym obrazom zdecydowanie daleko do Fińskiej produkcji, moim zdaniem. Filmom Jurija Ozierowa jak na "rekonstrukcje historyczne" można wytknąć sporo niechlujstwa i - wydawałoby się - celowych przeinaczeń w kwestii odwzorowania realiów walk, oraz sprzętowych. O historycznych nie wspominam nawet, biorąc pod uwagę, jednoznaczny propagandowy wydźwięk jego epopei. Można wypełnić nimi cały odrębny temat, i mówię tu jedynie o samych kwestiach technicznych i realizacji. Obrazy Ozierowa, to zupełne zaprzeczenie "Wojny Zimowej", która jest wyjątkowo dopieszczona pod każdym, nawet najmniejszym szczegółem historycznym, jak już pisałem. Większości filmów z USA mógłbym postawić podobny zarzut za ukazywanie "grzecznej wojny dla amerykańskich chłopców, jako zbawców demokracji."
Kino ma wciągać - owszem. Ale jednak mając do wyboru dany film z najbardziej wciągającą grą aktorską, jak i fabułą, ale po planie którego, jeżdżą koszmarne samoróbki czołgów, usilnie starających się wyglądać na dany oryginał, oraz gdzie granaty wybuchają jak beczki z paliwem, a ostrzał artyleryjski przypomina wybuch petard. Nie mówiąc o cudacznych zachowaniach aktorów, rodem z bajki o superbohaterach. Przykładów podobnych, mógłbym tutaj naprawdę sporo namnożyć. A z drugiej strony - mając do wyboru filmy, jak omawiana tutaj "Wojna Zimowa", niedopracowana pod względem fabularnym, ale zawierająca świetnie odwzorowaną batalistykę, to mój wybór przechyli się jednak na korzyść drugiej opcji. Dlaczego? Ponieważ oglądając film wojenny, nastawiony na batalistykę, oczekuję właśnie wzorowych scen walk, nastawionych na realizm, nawet gdy fabuła kuleje. Która w takim właśnie filmie, schodzi u mnie na dalszy plan. Dlatego cenię sobie pod tym właśnie względem fińskie filmy wojenne. Co poniektórych można by się czepiać pod względem fabularnym, zarzucać niedopracowanie scenariusza(pomijając prześwietny "Tuntematon Sotilas" - stanowi majstersztyk pod tym względem.) Ale których cechą jest niesamowite odwzorowanie realiów pola walki, co wśród innych kinematografii zdarza się niestety nader rzadko. Jak widać - obydwaj oczekujemy zupełnie czego innego od takich filmów, i niech to będzie za podsumowanie tej dyskusji.

użytkownik usunięty
Ogami_Itto

Przeczytawszy twoją wypowiedź nie mogę się oprzeć wrażeniu, że dołujesz ten film przez pryzmat filmów późniejszych/nowych? Przecież to film z 1989 roku, jakbyś w latach 90-tych miał o nim napisać zapewne dałbyś mu 8 punktów za doskonałe efekty specjalne, a sama fabuła cóż akurat byłem wtedy młodym łebkiem, filmy wymieniało się na bazarach ;) i jesli się nie mylę amerykanie wtedy męczyli kota z pamięcią o Wietnamie, nagminnie tworząc psychologiczne filmiki.
O budżecie to proponuje nie wspominać, na marginesie dobija mnie rozpoczynanie dyskusji o filmie od pieniędzy. Aktualnie mamy filmy z wysokim budżetem które nie potrafią się obronić treścią, zawalając nas wybuchami, hordami renderowanych komputerowo armii, samolotów, statków itd. - np. Czerwone ogony.
Jak dla mnie to film utrzymujący poziom filmów czasów ubiegłego wieku (i nie ma znaczenia propaganda, gloryfikowanie itd. każdy kraj jak robi film o własnych osiągnięciach idzie po bandzie w glorii :) - np. przytoczona przez ciebie masakryczna Bitwa Warszawska), a to że nie jest amerykański akurat jest jego zaletą i nie powoduje u mnie niechęci do całej kinematografii fińskiej.

To dyskusja sprzed pół roku,prawda?
Jeśli wydajesz budżet sensownie, wtedy nie ma sensu o nim dyskutować. Niestety, twórcy ewidentnie chcieliby więcej wydać, a nie mieli co.
Skąd wiesz, jak oceniłbym film w latach '90, gdy sam tego nie jestem pewien?
Jestem za to pewien, że temu filmowi nigdy nie dałbym 8 punktów (lol, punktowanie...) - bardziej od efektów raziła mnie w nim idiotyczna fabuła, niewydolność w prowadzeniu aktorów i sama szablonowość postaci, która o ile w kinie amerykańskim przynajmniej czemuś służy, to w tym przypadku jest bezmyślnie przeniesionym pomysłem. Po takich filmach, jak "Wojna zimowa" nie dziwię się, że Jeanine Basinger pisząc analizę o gatunku filmu batalistycznego o II wojnie światowej stwierdziła, że nawet niespecjalnie żałuje, że wyłączyła ze swych zainteresowań produkcje europejskie (myślała wtedy głównie o polskich ^^). "Wojna..." jest przy tym dość nowa, jeśli spojrzeć na ewolucję kina, a i tak niewiele oferuje. Skoro Twoim zdaniem utrzymuje poziom filmów ubiegłego wieku, może to znaczyć kilka rzeczy:
- w istocie niewiele filmów widziałeś
- nie rozróżniasz wysokiego poziomu realizacyjnego od niskiego (AKA niewiele w kinie widzisz)
- źle to świadczy o filmach z ubiegłego wieku
Istnieje przy tym wiele odmian filmu wojennego. Filmy antywojenne też, jakbyś nie wiedział. Trochę Ci współczuję... ale tylko trochę...

użytkownik usunięty
Ogami_Itto

ok nie zauważyłem daty.
Krytykiem nie jestem, znawcą nie śmiem się nazwać, ale wiem co mi się podoba i widzę kolosalną różnicę w tworzeniu filmów kiedyś i dziś.
Ponownie piszę nie można pisać o budżecie w filmie z roku 89, z czasów w których efekty komputerowe były w powijakach i wszystko wykonywało się własnymi siłami. Na pewno machina filmowa Finów czy innej nacji europejskiej ma się nijak do machiny Amerykańskiej obojętnie obecnie czy w latach ubiegłych. To tyle jeśli chodzi o techniczny aspekt filmu, a jeśli chodzi o sam film to mnie osobiście film się podobał, doceniam sceny batalistyczne - atak nie pięciu żołnierzy komputerowo zdublowanych ale porządna tyraliera z eksplozjami środków wybuchowych, nie czepiam się słów - bo znając polskich tłumaczy mogli dużo okroić w przekazie (co się nagminnie zdarza jeśli pooglądasz film z lektorem i w oryginalnej ścieżce - niestety nie znam fińskiego). Zdaje sobie sprawę że nie można filmów wojennych szufladkować jako ogółu i właśnie tego nie robię. Co do rzeczy:
- Filmów nie oglądałem dużo bo jak już wspomniałem krytykiem nie jestem i moja praca polega na czymś zupełnie innym, więc na seanse nie mam dużo czasu.
- Filmowcem nie jestem, szkoły filmowej nie kończyłem, ale jak już wspomniałem machina filmowców europejskich ma się ni jak do machiny amerykańskiej więc i realizacja moze się wydawać bardziej "amatorska" - zupełnie jak w Ogniem i Mieczem które zostało przez Hoffmana zeksperymentowane, który sam się przyznał do eksperymentowania z nowymi sposobami kręcenia filmu, czy też ostatniego 1920 - kto eksperymentuje w kraju w którym najwyższy budżet na film równa się budżetowi jednego odcinka serialu w stanach.
- Moje słowa nie świadczą o filmach z ubiegłego wieku, jest to moje zdanie

I na zakończenie film ten NIE JEST NOWY jeśli uważasz że skok technologiczny (mający wpływ na sposób tworzenia filmów - nowoczesność kamer ścieżek dźwiękowych, sposobu zapisu co się przekłada na ilość możliwych dubli) trwa od 89 roku to ci współczuję, ale tylko trochę :).

Lol, bardziej się chyba przejąłeś niż podejrzewałem w najśmielszych marzeniach. A takich chyba nie miałem. Powodzenia zatem w oglądaniu filmów...

Napisałeś się, a fan filmów made in japan i tak cie olał.

ocenił(a) film na 8
Ogami_Itto

Lol, "Talvisota" to ostatni film w historii kina w którym użyto prawdziwych czołgów (i to oryginalnych T-26 mod. 39 wypożyczone z Panssarimuseo takie, jakie działały w wojnie zimowej z malowaniem adekwatnym chronologicznie) i samolotów z epoki na planie filmowym. Każdy szczegół bitew był zaplanowany do końca. Wiernie odwzorowano wszystko od guzików na mundurach po gazety i budynki. Na planie detonowano prawdziwe ładunki wybuchowe. I to ile. Zauważ, że takiej ilości eksplozji nie powstydziło by się prawdziwe pole bitwy wojny zimowej. Nie mówię tu o tanich fajerwerkach, przypomnij sobie scenę finałowego ostrzału linii fińskich - rozwalono tam przecież hektary lasu. I jest pod tym względem lepszy chociażby od "Stalingradu". Nie twierdz więc, że film cierpi z powodu braku budżetu, bo tak nie jest. On właśnie ukazuje, że przy tworzeniu doskonałej scenografii i wartkiej, realistycznej akcji nie potrzeba właśnie portfela całego wypchanego dolarami, a skrupulatności i wiedzy. Jeśli dla ciebie Samotny Wilku pokazanie wojny nie jest zaletą dla filmu wojennego, to cóż może być?

Drugą rzeczą, którą zarzucasz filmowi jest gra aktorska. Wiadomo, że kraj liczący pięć milionów mieszkańców nie jest w stanie "wyprodukować" takiej liczby dobrych aktorów jak wszystkie kraje anglojęzyczne, ale jak dla mnie ci, którzy pojawili się na ekranie wypadli bardzo dobrze (cenię sobie szczególnie Taneli Mäkelę). Nie błyszczą, nie chcą zaćmić widza doskonałością swego kunsztu ukazując również swoją sztuczność. Są jak zwykli ludzie. Bohaterowie "Talvisoty" zachowują się zupełnie naturalnie i czuć w nich ducha prawdziwych fińskich żołnierzy sprzed pięćdziesięciu lat. Nie ma tu patosu, nikt nie macha fińską flagą i nie recytuje patriotycznych formułek jak to było np. w "Ostatnich dniach Pattona" (film starszy o trzy lata). Żmudna walka na froncie nie tworzy skomplikowanych scenariuszy tylko surową opowieść o męstwie. Nikt nie zachowywał się niczym kpt. Miller czy szer. Rayan z filmu o tym samym tytule, nie wzmacniał swojej wypowiedzi gestami by była bardziej dramatyczna. Zamysłem reżysera było pokazać prawdziwych ludzi na prawdziwej wojnie, a nie aktorów na scenie, nawet jeśli ci drudzy pokazują bardziej złożoną psychikę. Lecz jeśli ludzie, o których opowiada film byli prości i niewylewni (jak to Skandynawowie), dlaczegóż więc mieli by być ukazani jako ekstrawertyczni ekscentrycy o duszach artystów, którzy płaczą nad zdjęciami swoich narzeczonych, mając rozdarte serce miedzy miłością a obowiązkiem patriotycznym, opowiadają jeńcom o swoim trudnym dzieciństwie i strzelając do nieprzyjaciela, w głębi duszy układają wiersze o pokoju? Nie wiem jak ty, ale ja takiej papki więcej oglądać nie chcę (więc "Cienkiej czerwonej linii" na razie oglądać nie będę). Takie ukazanie żołnierza jest dla mnie zbrodnią na filmie czysto wojennym, który z definicji stać się nie może psychologicznym. Nie cierpię takiego zachowania, które graniczy już z obłędem takim jaki został ukazany w "Matni" Polańskiego, zupełnego przerysowania, jakie można zobaczyć w "Stalingradzie", "Czasie wojny", "Che" (obie części), "Ostatnim pociągu pancernym" (tu szczególnie), "Dziecku wojny" (po za tym mankamentem film świetny) czy "Wrogu u bram" i wielu współczesnych filmach wojennych, gdzie reżyser nie umie zapanować nad ekipą. W "Talvisocie" widać zdyscyplinowanie, które nie pozwala przeistoczyć scen batalistycznych w komediowe i które posiadają dlatego moc oddziałującą na widza.

Na końcu użyję małego argumentum ad personam. Otóż, jak widzę, nie podobają ci się filmy opowiadające o historii, szczególnie tych o drugiej wojnie, które są całkiem rzetelne, oparte na wspomnieniach, powieściach i dokumentach; posiadają dopracowany scenariusz, dobre aktorstwo i są całkiem godnymi przedstawicielami X muzy. Jak na "znawcę kina" są to oceny niesprawiedliwe, bo sądzę, że "Gulczas, a jak myślisz?" oceniłbyś również na 1. Ta oto: "Dzieci Ireny Sendlerowej" - 1, "Chłopiec w pasiastej piżamie" - 2, "Musimy sobie pomagać" (co prawda bardziej komedia) - 5, "Sophie Scholl" - 1, "Człowiek w żelaznej masce" (oparty na powieści Dumas) - 1, "Świat według Breugela" (Majewski!) - 4. To są wszystko (no może oprócz "Człowieka...") wspaniałe filmy! Za to: "Bad Santa" - 8? No proszę...

Gew

Post ma półtora toku, a wciąż ktoś 'wysoko sobie ceniący' "Wojnę zimową" ma ochotę tu "poobrażać się" na mnie, że mam ten film... no cóż, po prostu nie lubię go. Po Twoim poście tym bardziej (naprawdę "to było na żywo"? wow... a tak w ogóle, co z tego?).
Co do moich ocen to są one moje i subiektywne i jak zapewne wiesz, Gew, skala 1-10 niewiele daje, bo nie każde 1 jest równe innemu 1 (1 za może być za szmirę, czy za tandetne, choć profesjonalnie skręcone brązownictwo, 8 za dobrą komedią, ale i np. za Bergmana czy Felliniego). Nie widzę jednak w tej Twojej uwadze, że inne filmy cenię wyżej, a inne niżej, jakowegoś argumentu. Tak, lubię "Bad Santa", a Ty nie, to okropne. Tak, zdążyłem ocenić kilka filmów na 1, mam nadzieję, że mogę. Lubię filmy o historii - np. "Upadek" czy "Miejsce urodzenia" oceniłem na 8, tyle że tak wiele ich widziałem, że sporo dałem radę nisko ocenić. A o to, czy dany film ma porządny scenariusz czy dobre aktorstwo można się zawsze spierać, nieprawdaż?
Nie wiem, czy bym chciał uchodzić za "znawcę kina" (trąci to myszką i zmanierowaniem), a portal Filmweb nie służy najczęściej głębszym dyskusjom/debatom/polemice, a zwyczajnej rozrywce, każdy kto stara się być tu bardzo poważny, oczytany, naoglądany i elokwentny moim zdaniem trochę się ośmiesza, niech po prostu napisze coś do prasy papierowej lub elektronicznej, zamiast wygniatać klawiaturę.
Tak więc wyluzuj Gew, bo Ci jakaś żyłka jeszcze pęknie w te słoneczne wakacje.

ocenił(a) film na 6
Gew

"Talvisota" to ostatni film w historii kina w którym użyto prawdziwych czołgów (i to oryginalnych T-26 mod. 39 wypożyczone z Panssarimuseo takie, jakie działały w wojnie zimowej z malowaniem adekwatnym chronologicznie) i samolotów z epoki na planie filmowym. Każdy szczegół bitew był zaplanowany do końca. Wiernie odwzorowano wszystko od guzików na mundurach po gazety i budynki."

Ale się podniecacie tym filmem, taki sobie jest. Wcale wszystko nie jest takie super wystarczy trochę poczytać o filmie.

1. Czołgi nie miały oryginalnego malowania. Miały namalowane czerwone gwiazdy, a w rzeczywistości w tym okresie nie było ich na czołgach.
2. Samoloty z epoki to w rzeczywistości modele zdalnie sterowane.
3. Pod koniec filmu koleś strzela z karabinu SWT-40, którego w rzeczywistości w tym czasie jeszcze nie było i na dodatek przeładowywuję co strzał chodź ten karabin jest samopowtarzalny.
4. Podobno też niektórzy czerwonoarmijcy mieli współczesną broń.

Co do filmu to sceny walki niezbyt mnie przekonują. Czołgi sobie grzecznie podjeżdżają pod okopy, stają przed a potem się wycofują, tak samo Rosjanie biegną falą na okopy Finowie troszkę coś tam postrzelają ale niewiele i ci nawet do nich nie dobiegają i już uciekają chodź mają przewagę i nawet 1 czołg nie został zniszczony w tej scenie, nawet nie ma walki wręcz. Albo jak samotni Finowie podbiegają do czołgu od przodu od strony karabinu maszynowego, spokojnie sobie okrążają czołg i z odległości 50 cm rzucają Mołotowa.

ocenił(a) film na 8
blackart69

3.To był SWT(38), który był wtedy na uzbrojeniu RKKA już od 5 miesięcy, ponieważ zaczęto go produkować w roku jego opracowania przez Tokariewa (czyli 1938), SWT-40 rzeczywiście wtedy nie było, bo to zmodernizowana w marcu 1940 wersja bardzo niedopracowanej poprzedniczki (co też dobitnie wykazała wojna zimowa; a tak na marginesie, to niewiele się poprawiło :). Polecam Википедию (a masz adres: http://ru.wikipedia.org/wiki). Fakt, też raziło mnie próbowanie przeładowania jak u czterotaktowego, ale cóż, nie wszystko wychodzi idealnie.

4. To wspaniale, że w filmie radzieccy żołnierze posiadają współczesną broń. Na szczęście nie mieli takiej, z czasów teraźniejszych (odsyłam do słownika).

1.Czołgi miały oryginalne malowanie - przecież Finowie wykorzystywali oryginały jakie mieli zakonserwowane w muzeum - poza tym pozostało mnóstwo wraków, którymi się nie przejmowano i które stoją na jakichś wystawach czy pomnikach i rdzewieją. Oto przykład T-26 z gwiazdą, tak jak powinno (ustrzelony w grudniu 1939):
http://www.andreaslarka.net/T-26_m1937/T-26_m1937_13.jpg
Malowanie przez pierwsze dwa miesiące było letnie, dopiero w lutym zmieniono je na zimowe, co było pokazane w filmie. Dobrze też pokazano ataki rosyjskie, na linie fińskie bo rzeczywiście one tak wyglądały. Atakowano masą, a w pierwszym szeregu, daleko przed piechotą, jechały czołgi, na linii okopów fińskich grzęzły w błocie i musiały się wycofać bo nie były w stanie sforsować umocnień. Sytuacja zmieniła się dopiero pod koniec wojny, gdy zmieniono regulamin i taktykę. Piechota radziecka miała bardzo kiepskie morale, do ataku nie prowadzili ich oficerowie, musieli przedzierać się przez wile metrów zasieków pod bardzo celnym ostrzałem, w letnich mundurach (choć syberyjskich), więdząc, że są tylko mięsem armatnim. Spójrz tylko:
http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/d/da/Soviet-t26-destroyed-february -1940-winterwar.png http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/a/af/Trenches_mannerheim_line_wint er_war.png
http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/8/8a/SJ5_Miljoonalinnake_Mannerhei m_Line.png

Tak samo świetnie ukazano huraganowy ogień artylerii, który spadał nawet na najmniejsze oddziały fińskie, nawet na pojedynczych snajperów i który nie przynosił efektów z racji zalesienia pola walki. Nie kapuję twoich obiekcji do scen niszczenia T-26 koktajlami. W czołgu siedzi trzech ludzi - jeden to kierowca, drugi ładowniczy, a trzeci to dowódca/strzelec, który ma do obsługi cały czołg, działo i dwa karabiny maszynowe DP. Na około mnóstwo Finów. Jak jeden człowiek ma widzieć, co się dzieje z każdej strony pojazdu?To zrozumiałe, że do eliminowania podchodów służy piechota, ale ona została już wybita. Do lat 60. czołgi nie wyjeżdżały na pole walki bez wsparcia piechoty, ponieważ miały tak ograniczoną widoczność. Żeby ci to lepiej uzmysłowić masz tu linka do zdjęcia wierzy T-26 od środka:
http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/c/c9/T26_parola_7.jpg?uselang=ru
Widzisz możliwość zobaczenia człowieka w kamuflażu w ferworze walki przez takie malutkie, gruboszkliste okienko?

Dla mnie film jest świetny właśnie z tego powodu, że mało w nim błędów, bo był tworzony we współpracy z kompetentnymi ludźmi - muzealnikami, historykami i weteranami, którzy w tym czasie mogli jeszcze poopowiadać jak im przeżyło się wojnę. Sceny walki bardzo mi się podobają, bo to ciężki kawał żołnierskiego chleba, a nie śmiechu warte nawalanie w stylu "Rambo", jakie można zobaczyć w zbyt wielu produkcjach dawnego i obecnego (współczesnego) kina.

ocenił(a) film na 10
Gew

I ja za to Talvisote uwielbiam. Prosta żołnierska opowieść i detale do perfekcji dopracowane jak na Skandynawów przystało. Nie wiem jak można się czepiać o to, jak nawet takie szczegóły jak malowanie (absurdalne w wykonaniu bolszewików) się zgadza z realiami... Pozatym finowie szli w swoich butach i często ze swoją bronią na zwierza używaną, ponieważ brakowało wojskowego sprzętu dla tych wszystkich patriotów-ochotników. To prosta historia ludzi walczących w okopach i nieprzyzwoite byłoby robienie tu scen rodem z amerykańskiego badziewia.

ocenił(a) film na 10
KREATOR

Uzupełniając, by być dobrze rozumianym: Ten film jest specyficzny. Są też filmy wojenne innego typu jak Sztandary Chwały czy Listy z Iwo Jimy (też uważam je za dobre kino.
Ale to inna wojna, inna sceneria, inny klimat (dosłownie, bo tam tropiki pacyficznych wysp). Talvisota jest surowa jak fiński las i mróz.
Z bardzo dobrze odwzorowanych filmów wojennych zgodnych z realiami warty polecenia jest 'O jeden most za daleko' tam mówienie w językach poszczególnych jednostek nawet z akcentami odpowiednimi ma miejsce! Nawet Polacy między sobą mówią po polsku, chociaż słabo słychać to bo w tle najczęściej się to pojawia. Tam też szczegóły są dopracowane, szukano miasta z podobnym mostem jak w Arnhem by wszystko wyglądało jak najbliżej do stanu z 1944 - fan filmów wojennych docenia takie rzeczy.

ocenił(a) film na 8
KREATOR

Tak, masz absolutną rację co do dzieła Attenborougha. Szkoda, że filmów takiego pokroju już nie ujżymy w kinach jako nowości. Dziś liczy się efektowność i rozrywkowość kosztem prawdy historycznej, artyzmu i wrażenia estetycznego. Zamiast inscenizacji historii mamy tylko udawawanie. Jedynym rodzajem filmu wojennego, który jest według mnie lepszy niż onegdaj jest reportaż wojenny (a la "Wojny Restrepo"czy "Armadillo").

ocenił(a) film na 8
Gew

nic dodać, nic ująć

Ogami_Itto

Być może, ale bardziej lubię ten film niż np. Sztandar chwały. Bardzo podobały mi się czołgi. W końcu to oryginalne T-26, a nie nieśmiertelneT-34 udające w filmach każdy czołg. Ogólnie uważam, że gdy się wyjdzie z kręgu filmów amerykańskich, to wkroczymy do o wiele bogatszego świata filmów. Mam tu na myśli chociażby różnorodność sprzętów i pojazdów użytych w realizacji.

Trabant601

Użyty sprzęt to ostatnie, o co bym się martwił w kinie. Ale na czołgach się nie znam i mnie zupełnie nie interesują, to i tak wszystko jest dość umowne, tak więc co innego przykuwa moją uwagę, może się po prostu na kinie wojennym nie znam, zwłaszcza że nie czytam zbyt wielu książek na ten temat (tzn o wojnie, bo o kinie, także wojennym, to i owszem). Wiele moich obrazów to też filmy o piechocie, antywojenne kino japońskie, a tam nie uświadczysz jakichś ciekawych pojazdów, ot wojna i ludzkie emocje...

Ogami_Itto

No widzisz, obaj szukamy czego innego w tych samych filmach. Ja akurat interesuję się trochę bronią pancerną i takie filmy traktuję jako uzupełnienie. Wiem, że czołg sam w sobie nie ma aż tak dużego znaczenia dla fabuły. Ale ktoś, kto się na tym zna zwróci na to uwagę. I to będzie jednym z ważniejszych kryteriów oceny filmu; stosunek twórców do odtworzenia epoki.