Znakomita, zajmująca opowieść historyczno-wojenno-miłosna, nakręcona z olbrzymim rozmachem made in Hollywood. Udało się uchwycić atmosferę Rosji i mentalność Rosjan. Rosjanie potrafią się bawić. I to widać w filmie. Fenomenalnie dla mnie został pokazany odwrót wojsk Napoleona. Widać, że tutaj wielki budżet nie poszedł na marne. Można się przyczepić, że było trochę za mało przedstawionych bitew, ale po co? Film wciąga od początku do końca. Czasami sprawia wrażenie odrobinę za bardzo patetycznego, ale i tutaj nie ma co się czepiać. Tak kręcili kiedyś filmy. Nie tylko w Hollywood.
Znakomita jest Audrey Hepburn, która potrafiła wiarygodnie ukazać przemianę Nataszy z dziewczyny w pełni dojrzałą kobietę. To była trudna rola. Audrey poradziła sobie z nią bez problemu. Piękniejszej Nataszy już nigdy nie będzie. Tylko Hepburn. Bardzo dobry w swojej roli (choć za stary) jest również Henry Fonda, ale to nikogo nie zdziwi. Na tle tej dwójki, zaledwie przeciętnie wypadł niezbyt charyzmatyczny Mel Ferrer. Twórcy filmu powinni wybrać innego, bardziej utalentowanego aktora. Poza tym, podobała mi się postać Napoleona.
Dla mnie "Wojna i pokój" Vidora to kino z wysokiej półki. Rozmach, reżyseria, zdjęcia, gra Hepburn i Fondy są największymi atutami tej gigantycznej superprodukcji. Zero nudy. I proszę nie krzyczeć, że wersja Bondarchuka lepsza - tej jeszcze nie oglądałem.
Mnie tam Ferrer się podobał w roli Andrzeja, szczególnie w scenie kiedy rozmawia z Piotrem, dlaczego lepiej się nie żenić, może podług Fondy wypadł słabiej , ale źle też nie zagrał.Oprócz piewszoplanowych ról, na pochwałe zasługują też i drugoplanowe(Kutuzow, Dołochow, Napoleon, Płaton Karaszew)Kawał wielkiego kina