Wystarczyło żeby obok "produkcja" nie pojawiło się "USA" i oto jest!Horror,który mrozi krew w żyłach i wbija igły w nogi!Chociaż z początku byłem bardzo sceptyczny (znowu grupka młodzieży, która dobrze się bawi na wczasach?!) to z czasem przekonałem się, że niesłusznie. W "Wolf Creek" panuje niezwykle intensywny, złowrogi klimat a napięcie trzyma nas za gardło do samego końca. Wielka w tym zasługa obsady - zarówno trójka młodych aktorów jak i John Jarratt spisali się znakomicie! Całość doskonale uzupełniają perfekcyjne zdjęcia (ruchliwa kamera z ręki kontrastująca ze spokojnymi pejzażami australijskiej przyrody robi niesamowite wrażenie!) oraz minimalistyczna muzyka, będca często jedynie serią pojedyńczych dźwięków.Oczywiście fakt, że zwyrodnialec Ivan Milat (pierwowzór mordercy z filmu) faktycznie istniał ma spory udział w tym jak bardzo film na nas oddziaływuje, chociaż to co widzimy na ekranie to tylko fantazja twórców i początkowy napis "oparte na faktach" trzeba raczej potraktować powierzchownie. Cieszy fakt, że w filmie McLean'a straszenie nie odbywa się przy pomocy nędznych, ogranych do reszty tricków z nagle-skąds-wyskakującym-przy- głośnym-dźwięku-muzyki-morderc ą na czele.Niestety sądząc po ocenie, która jest niższa od "Demon:historia prawdziwa" (LOL!) to właśnie takie "horrory" ludzie teraz wolą oglądać...szkoda.Tym, którzy chcą poczuć prawdziwy dreszcz przerażenia na plecach gorąco polecam właśnie "Wolf creek"..9/10