Mnie ten film się podobał. Może po prostu dlatego, że lubię taką animację, porównywalną z "Wallace'em i Gromitem". Film jakimś arcydziełem nie jest i właściwie jest tym, czego się spodziewałem po twórcach "Madagaskaru" i wszędzie znanego już "Shreka". Może większość powie, że to najgorszy z ich dotychczasowych filmów, ale taki beznadziejny znowu nie jest. Wydaję mi się, że to przez dużą dozę angielskiego stylu, a nie amerykańskiego, tworzą ten film taki, jaki jest. Ma swoje plusy: świetną muzykę, postać Toada z głosem Iana McKellen'a, Roddy'ego, który jest samotny, a nie rozpieszczony, Ritę, która jest twarda, ale nie zatwardziała, żabiego mima i oczywiście nie zastąpione ślimaki. Osobiście bardzo spodobała mi się też zmiana początku filmu na samotnego szczura, a nie rozpuszczonego. Najlepsza dla mnie była dla mnie scena, kiedy Roddy mówi: "Good night" w swoim pustym pokoju. Myślę, że ten film trzeba po prostu polubić takim, jakim jest.