Właśnie wróciłem z kina gdzie poszedłem z nadzieją na zobaczenie czegoś naprawdę strasznego i dostałem wcale nie to czego oczekiwałem. Szczerze przyznam, ze nie rozumiem wysokich ocen dla tego filmu zarówno na imdb jak i rottentomatoes. Ok, z początku wszystko jest tak jak być powinno. Mamy świetną i straszną scenę "wzięcia" , a potem robi się jeszcze ciekawiej i straszniej (jak mniemam o to w horrorach chodzi), a włosy stają dęba na głowie. W międzyczasie dotarło do mnie, że nie patrzę na stricte horror, ale na horror z elementami komedii (scena z trumną). Ok, przełknąłem to i bawiłem się nadal świetnie. Niestety po ok 40 minutach(orientacyjnie) po scenie z lataniem pod sufitem straszność znika, tempo siada, a akcja zamienia się w kaszankę znaną z niejednego hałowatego horroru. Jedna z najmocniejszych w zamyśle (tak mi się wydaje) scena zrzucania klątwy i przywoływanie Lamii (ciągle powracało skojarzenie z Seksmisją) zamiast wyglądać strasznie wygląda idiotycznie, a gdy opętany facet tańczy w powietrzu niemal widać sznurki na których wisi. Scena na cmentarzu też nie wygląda najlepiej (najstraszniej) i dopiero mocny finał wybudza nas ze znudzenia. Oglądając ma się wrażenie, że to po prostu miks "Egzorcysty" i "The Grudge". Jak już wspomniałem dziwią mnie wysokie noty filmu. Może po obejrzeniu "Piątku 13-go" film wydaje się arcydziełem w świecie horroru ale nie dla mnie. Całość dostałaby 6/10, ale z sentymentu dla horrorów, które przecież lubię dam 7/10, mocno naciągane.