Długo musieliśmy czekać na powrót Sama Raimiego do porządnego kina (bo od czasu „Prostego planu” niczego świetnego nie nakręcił) a do gatunku horroru tym bardziej. Ale stało się...
Sam udowadnia, że z bardzo dobrym skutkiem potrafi kontynuować swe horrorowe dziedzictwo, odwołując się przy okazji, a to do klasyki gatunku, a to kina zaskakującego współczesnymi lękami. To, że cygańskie klątwy są wyjątkowo paskudne słyszeliśmy już nie raz (pamiętacie choćby „Przeklętego” na podstawie Kinga?), ale chyba nigdy nie zostało to uchwycone tak ładnie.
Z jednej strony przerażająca to opowieść (mocno krzykliwy to film, co jednak nie przeszkadza ni w jotę), z drugiej tak zabawny, pięknie operujący czarnym humorem (scena z odważnikiem w szopie, albo ta, w której trzęsąca się ze strachu bohaterka oczekuje na przyjście demona, a przed nią wisi plakat z kotkiem z napisem ‘Baby, hang on’).
Film zresztą lepiej się wstrzelić nie mógł – gdy dzisiejsza załamana gospodarcza koniunktura wyrzuciła ludzi na bruk, ci zasiadający na wspaniałych stanowiskach muszą dostać w ciry. Czy wyprawa do piekła będzie dla nich adekwatną karą? Ludzie, którzy stracili w życiu wszystko zapewne odpowiedzą, że tak. A więc smaż się, smaż. Ku ucieszy widza przy okazji. Bo dobry horror się objawił !!
Moja ocena - 7/10