Sam Raimi, twórca kultowego horroru "Evil Dead" (którego nie widziałem i raczej nie obejrzę), przez ostatnie kilka lat poświęcał się reżyserowaniu kolejnych kolorowych przygód komiksowego człowieka-pająka. Do opowieści z dreszczykiem ciągle go jednak ciągnęło i w między czasie zajmował się również produkcją kolejnych horrorów średniej jakości, jak chociażby "The Grudge" czy "Posłańcy". Po ukończeniu trzeciej części "Spider-mana" chwycił wreszcie za kamerę i zrealizował "Wrota do piekieł", do których wraz ze swoim bratem Ivanem Raimi napisał też scenariusz. Prawdę powiedziawszy gdy kilka miesięcy temu w sieci ukazał się zwiastun do tegoż filmu, nie byłem specjalnie nim zaciekawiony, jednakże po ogromnym zachwycie ze strony krytyków pomyślałem, że być może trailer nie przedstawia tej produkcji wystarczająco wiernie (co często sie zdarza) i sam film może będzie niezły.
I faktycznie "Wrota do piekieł" nie są złym filmem. Nie są niestety jednak produkcją bardzo dobrą. Ten obraz jest kompletnie inny od wszystkiego, co mogliśmy oglądać na naszych ekranach przez ostatnie kilka zeszłych lat. Nie jest to ani ugrzeczniony pseudo-straszak z kategorią pg-13, jakich teraz wiele. Nie jest to również niezwykle krwawy obraz, próbujący za wszelką cenę zaszokować nas wymyślną przemocą, czy brutalnością. To taka trudna do zdefiniowania mieszanka średnio strasznego horroru z (i to ciekawe) komedią. Coś co nie zdarza się często w kinach, ale do czego również trudno jest się od razu przystosować. Raimi straszy nas oklepanymi metodami (wyskakujące zza kadru postaci, czy zastygający w bezruchu bohaterowie), jednocześnie się z nich mocno nabijając i czasem wyśmiewając - atakująca główną bohaterkę biała chusteczka. Jego film jest momentami obrzydliwy - robaki!, czasem niezwykle przerysowany - krwotok z nosa, ale przede wszystkim zabawny. Większość ze scen, które mogły nas tak naprawdę wystraszyć jest bowiem pokazana w taki sposób, że po prostu nie da się na nich nie śmiać - walka ze staruszką, wywoływanie duchów, czy znowu atakująca chusteczka. Dzięki temu "Wrota do piekieł" unikają okropnej, poważnej i napompowanej atmosfery, która jest gwoździem do trumny dla wielu zwykłych straszaków.
"Wrota do piekieł" to historia młodej, niezwykle miłej i sympatycznej dziewczyny - Christine Brown, która na co dzień pracuje w banku w dziale kredytów. Ponieważ jest obowiązkowa i sumienna, stara się awansować na stanowisko zastępcy dyrektora. Jej szef waha się jednak ponieważ uważa, że Chris jest niewystarczająco agresywna w swojej pracy i na tym stanowisku lepiej poradzi sobie nowy w pracy Stu. Chris chce udowodnić swojemu przełożonemu, że i trudne decyzje potrafi podejmować i gdy zgłasza się do niej starsza kobieta prosząca o kolejne przesunięcie spłaty kredytu, odmawia jej. Znieważona staruszka rzuca na dziewczynę klątwę w myśl której, za trzy dni pochłonie ją piekło. Pomysł na film wydaje się w miarę interesujący i to wprowadzenie w filmie wyszło nieźle. Problemem jest jednak pojawiający się przed właściwą akcją prolog jak i animowane napisy początkowe. Są one co prawda świetnie wykonane i ogląda się je naprawdę dobrze, ale zdradzają one większość wydarzeń z filmu, w tym i jego prawdopodobne zakończenie. Nie wyszła wg mnie również za dobrze scena wywoływania duchów, która choć zrealizowana jest z pomysłem, to jest odrobinę za długa i w pewnym momencie zaczyna być po prostu męcząca.
Na plus z pewnością można zaliczyć występ Alison Lohman, która jako Chris jest niezwykle naturalna, a dzięki temu nie mamy żadnego problemu by ją polubić i od pierwszych scen się do niej przywiązać, przez co jej zmagania z klątwą nie są dla nas obojętne. Świetnie w tym obrazie spisuje się również muzyka Christophera Younga, która fantastycznie buduje atmosferę, tworzy ciekawy klimat i robi za straszak w niektórych scenach. Young jest jednym z nielicznych współczesnych kompozytorów, który potrafi stworzyć ciekawą kompozycję do filmu grozy, która nie tylko będzie brzmieć nieźle w filmie, ale którą dobrze będzie się słuchać także poza nim. I taki jest też soundtrack do "Drag Me To Hell". Posiada ładny motyw przewodni i rewelacyjnie pasuje do szybszych scen, tak dobrze, że aż nie słychać muzyki w czasie ich trwania, bo idealnie komponuje się z obrazem. Na koniec warto również wspomnieć o zakończeniu, które choć jest wciśnięte do filmu trochę na siłę, bo gdyby bohaterka była pod koniec trochę bardziej rozgarnięta, to by do niego w ogóle nie doszło, ale trzeba jednak powiedzieć, że jest zaskakujące i wbija w fotel. Hollywood odzwyczaiło nas od tego typu końcówek i dobrze wreszcie zobaczyć w kinie coś niestandardowego i nietypowego. Choć nie wiem czemu, ale pozostaje po niej jakieś dziwne uczucie niedosytu.
7/10 Kompletnie nie moja bajka, ale o dziwo podobało mi się.
Dobra recenzja.
Jesli spojrzec na film z Twojego punktu widzenia to owszem, cos w sobie ma. Zwłaszcza dlatego, ze śmieszy... tylko, ze ponoć jest to horror, a na miano horroru nie zasłużył. Nie mówie, ze musi byc w nim pełno krwi, facet z siekiera, czy tez grupka małolatów którzy po kolei sa mordowani na wakacyjnej wycieczce. Chodzi o ten dreszczyk emocji, podwyższone ciśnienie itp. Lubie horrory, a jeszcze bardziej lubie sie na nich bac. Z reguły jest tak, ze sama nazwa horror wzbudza we mnie strach, podnosi adrenaline. Myslałam, ze i tym razem tak będzie... niestety nie bałam sie ani troche i własnie dlatego oceniłam go mocną 3.
Dzięki ;)
Problemem jest w tym przypadku sposób w jaki dystrybutor zareklamował "Wrota do piekieł", właśnie jako straszny horror,
ba! jeden z najlepszych jakie ostatnio powstały, co tak jak piszesz jest nieprawdą, bo z prawdziwym dreszczowcem film
Raimiego nie ma wiele wspólnego. Ale już jako pastisz takiego kina, lub jako komedia, spisuje się nadzwyczaj dobrze. A
po tym jak długo o nim myślałem po seansie, i jak ciągle przypominają mi się niektóre sceny z niego - w szczególności
świetne zakończenie - muszę powiedzieć, że coraz bardziej podoba mi się ten obraz. No i ta muzyka Younga!
Pozdrawiam
Bardzo fajna recenzja, zauważyłeś, że to horror komediowy, i już za to ode mnie duży plus (szkoda, że nie wszyscy rozumieją) Jest on dokładnie taki, jak Evil Dead, szczególnie jak 2 i 3 część. Jedynka dopiero zaczyna bawić się groteską i absurdem.
Ale wracając do tematu- dystrybutor zepsuł sprawę zwiastunem, tak jak piszesz, i dla osób niezaznajomionych z Raimim lub przyzwyczajonych do ciasnych ram gatunkowych to musiał być prawdziwy szok, więc reagują tak jak reagują. Polski dystrybutor starał się ratować sytuację na ulotkach filmu dostępnych w kinie, ale widać nikt ich nie czyta.
Jeśli spodobały Ci się Wrota to polecam Evil Dead2 lub trójkę czyli Armię Ciemności.
Pozdrawiam.
Bardzo się wahałem czy iść na "Wrota do piekieł", bo choć nie widziałem
wcześniejszych filmów Raimiego, to znałem jego styl ze zwiastunów i klipów
do tamtych filmów i nie byłem pewien czy mnie on przekona. Spodobało mi
się, ale nie wiem czy sięgnę po "Evil Dead" bo mam wrażenie, że o wiele
więcej jest w nim gore, którego nie cierpię i omijam szerokim łukiem.
Mnóstwo gore jest tylko w jedynce, w dwójce jest trochę krwi, ale często jest ona w różnych kolorach (np zielona), trójka jest kompletnie bezkrwawa.
A czy można zacząć oglądanie tej trylogii od drugiej części w takim razie? Czy są one tak połączone, że bez
zaznajomienia się najpierw z jedynką, nie będę rozumiał pozostałych części??
Sam zacząłem od trójki, na początku jest wyjaśniane wszystko co trzeba. Zresztą wszystkie części są ze sobą dość luźno powiązane, mimo, że dzieją się tuż po sobie (zresztą zarówno na początku dwójki jak i trójki mamy nakręcone od nowa ujęcia streszczające poprzednie wydarzenia, czasami bardzo, bardzo luźno, choćby dlatego, że za każdym razem inna aktorka gra ukochaną Asha). Moim zdaniem, to żaden problem zacząć trylogię od końca.