Film mnie wciągnął, na tyle, że nawet nie zauważyłem, jak 2 godziny minęły. Duża w tym zasługa fantastycznego duetu Redford-Hoffman (chociaż scenarzysta mógłby mocniej zarysować ich charaktery). Świetnie pokazane żmudne dziennikarskie śledztwo, dochodzenie do prawdy po półsłówkach i poszlakach, tylko...
1. Często nagle pojawiają się nazwiska, o których nic nie wiemy, a które powinniśmy znać. Skoro film jest o śledztwie dziennikarskim, to chyba powinny być pokazane kolejne odkrycia?
2. Zakończenie? Aż nie wiem, od czego zacząć. Po pierwsze można je sprowadzić do tego, że od samego początku filmu jest człowiek, który wszystko wie i wystarczyło na niego nakrzyczeć, żeby powiedział. Po drugie nie mówi tak naprawdę nic nowego. Po trzecie - czemu nagle artykuły zaczynają przynosić skutek (skazania kolejnych osób), skoro nic tak naprawdę się nie wydarzyło? Po czwarte wreszcie - cała najważniejsza część, czyli doprowadzenie do zamknięcia kolejnych ludzi, czy też informacja, że prezydent brał we wszystkim udział, albo sławne taśmy - jest skrócona do ostatniej sceny - czemu?
Te dwie rzeczy zniszczyły mi przyjemność seansu. Nie dość, że fakty i nazwiska pojawiały się znikąd, a reporterzy wykazywali się nagle wiedzą z nieznanych źródeł, przez co podążanie za fabułą było zwyczajnie niemożliwe, to jeszcze zakończenie było zupełnie absurdalne (opublikujmy coś raz - o nie, nikt nie zareagował!, ale nasze tajne źródło utwierdziło nas w przekonaniu, że to prawda, więc opublikujemy to samo jeszcze raz! hurra, teraz wszystko zadziałało!)
mam wrażenie, jak gdyby scenarzysta zakładał, że wszyscy tak dobrze znają historię afery, że pominięcie kluczowych faktów i brak logiki w filmie nikomu nie przeszkodzą, bo każdy te białe plamy wypełni własną wiedzą.
ad1: choćby sam Haldeman - jego nazwisko pojawia się nagle podczas rozmowy z Sloanem: skąd reporterzy je wytrzasnęli? Takich nazwisk jest o wiele więcej, np Chapin.
Masz rację, te nagle pojawiające się nazwiska zaskakują, jest jakby ucięta część fabuły. Ale wydaje mi się, że było to zrobione po to, by ten, i tak dość długi film, nieco skrócić. Ważne jest również na pewno to, że w czasach, gdy go kręcono ludzie orientowali się mniej więcej w temacie, stąd też nie trzeba było tego tak dokładnie tłumaczyć. Pewnie tym samym kierowano się przy zakończeniu - o ile te wcześniej wspomniane 'nieznane' nazwiska jestem w stanie zaakceptować, to jednak tą końcówką byłem bardzo rozczarowany. Szkoda, bo w zasadzie najbardziej istotne rzeczy, skutek całego zamieszania został ograniczony do 30-sekundowej sceny. Mimo wszystko nie zmieniło to mojej oceny - film naprawdę daje radę.
I dlatego dales marne 3, przeciez przeczysz sam sobie. Jak sie cos podoba, to sie nie daje takie dziadowskiej oceny.
Ma plusy, ale ma też kardynalne błędy, jakich żaden film nie powinien mieć. Jeśli w filmie o dochodzeniu najważniejsze fakty pojawiają się znikąd w środku seansu, to nie mogę dać więcej niż 4 choćby nie wiem co. Po prostu zły scenariusz przekreśla świetną grę aktorską, niezłe zdjęcia itd.