Film jest w skrócie reportażem z życia młodego chłopca, który w przeświadczeniu o własnej niepowtarzalności lubi toczyć na domówkach wyegzaltowane dyskusje na "życiowe tematy". Chłopak niby dużo mówi o głębii istnienia, ale miłość to dla niego jakaś strasznie ciężka sprawa, bo zwierza się kumplowi, że w sumie to już na początku to on wie, że i tak ze sobą zerwą, ale i tak ładuje się w kolejne związki bez przyszłości. Miałam wrażenie, że szuka kolejnych środków do zapchania wewnętrznej pustki. Dialogi w filmie są męczącą, przeintelektualizowaną paplaniną "poszukujących" chyba studentów (prawdopodobnie kulturoznawstwa), którzy chyba nie chcą zejść z piedestału własnego egocentryzmu i zorientować się bardziej o co chodzi w tym życiu... I nie ma problemu w takim scenariuszu, zważywszy na to, że to trafny obraz sporej grupy pokolenia 20+ i pewnie zobaczy go wiele takich osób, gdyby nie to, że zabrakło mi dobitnej puenty jednoznacznie oceniającej taki styl życia. Właściwie nie jest jasne, czy to pochwała czasu młodości czy krytyka niedojrzałości.
Na plus są ładne zdjęcia i dobra ścieżka.