Jest takie powiedzenie,ze mistrz tworzac dzielo,zostawia w nim czastke samego siebie.Match Point juz sie nie zalapal-z Allena zostalo juz tylko nazwisko.Nie ma tu nic z wielkiego mistrza ktorego uwielbiam za bogactwo scenariusza,prawdziwy potok slow miedzy bohaterami,za dialogi pelne humoru,ironii i sarkazmu.Tutaj scenariusz jest co najmniej kiepski,nie wciaga,nie bawi,nie zaskakuje.Bohaterowie to banda snobow ktorzy po prostu sie obijaja,te konie,kawior,francuskie wina i co najgorsze-arie operowe;przeciez nie slucha tego nikt za wyjatkiem snobistycznych palantow chcacych uchodzic za wysublimowana intelektualnie elite.Przesiaduja w bibliotece i czytaja ksiazki;jakiez to szlachetne zajecie tak rozne od pospolstwa ogladajacego telenowele-niestety film przypomina wlasnie jedna z nich,a watek kryminalny to juz dziecinada;facet powinien siedziec juz po 24 godzinach;robi sie sekcje zwlok,znajduje plod,pobiera DNA i juz jest niezbity motyw,do tego strzelba tescia i sposobnosc jej wyniesienia-przeciez sie sklada,a mnostwo jest swiadkow na to,ze facet wyszedl z pracy majac torbe mogaca pomiescic taka bron.Poza tym nie ma alibi na czas morderstwa.Scena ze znalezieniem obraczki to juz kompletna bzdura.Chris wyrzuca ja w centrum do Tamizy,oczywiscie nie trafia,ale jakim sposobem znalazl ja cpun i dal sie zastrzelic dokladnie w tej okolicy gdzie popelniono morderstwo?Pamietajcie ze okolica jest podla,a wiec daleko o City-jaka wiec szansa na scene z obraczka?