Muszę przyznać, że po 30 minutach filmu prawie przysypiałam, był na prawdę nudny. Dopiero później zaczęło się robić ciekawiej, mniej więcej od momentu ponownego spotkania głównego bohatera i blondynki. Potem było tylko lepiej. Całkowicie zaskakujący koniec, gdyż byłam pewna że sprawiedliwość wygra, a morderca pójdzie do więzienia, a tu proszę. Niestety o tym filmie szybko się zapomina. Minęło 10 minut a ja już nie pamiętam imion głównych bohaterów. Podsumowując, daję mocne 7, a jutro nie będę pamiętać, że ten film oglądałam.
Ode mnie też 7, fajny filmik na wieczór. Ja włączyłem chwilę przed tym jak
Wilton poznał Scarlett (nie pamietam imienia hehe)... czyli wiele nie
straciłem. Zakonczenie dosc nieprzewidywalne.
:-) a ja będę - trochę przez Scarlett, bo ona jest "zapamiętywalna", przez tytuł, ale ten oryginalny "Match point" - taki "strzał w 10tkę" kończący sportową rozgrywkę, no i przez dziwną i trochę nielogiczną (tak jak czasem bywa życie) historię.
Myślę, że film jest dobrze zrobiony. Podobają mi się nawiązania do "Zbrodni i kary" i do "Traviaty"; i trochę mnie śmieszy, a trochę przeraża wątek zakończenia śledztwa - to, co łatwe i logiczne zostaje uznane za prawdziwe...