Witam,
Ostatnio coraz częściej spotykam się z nieuzasadnionym zmienianiem oryginalnego tytułu na tytuł "oryginalny inaczej". Czy w branży tłumaczy ścieżek dialogowych panuje jakiś dziwny pęd za jak "najoryginalniejszym" przekręceniem tytułu? Czyżby odpowiednik PIŁKA MECZOWA nie był trafny w tym przypadku?
Wstyd panie lub panowie tłumacze, którzy nie potraficie docenić oryginału. Jeszcze większy wstyd dla dystrybutorów... no chyba, że mają w planach za 4 lata zmienić tytuł na lepszy i nabierać klientów przy sprzedaży.
:-(
Dokładnie!! JUż lepiej mogliby zostawiac oryginalne tytuły niź denerwować widzów swoją nie kompetencją:)
a moim zdaniem bardzo fajny tytuł, dwuznaczny: "wszystko gra" i "wszystko (to) gra". pozdrawiam
Wszystko gra jest wg mnie lepszy. Dwuznaczny. Wszystko gra (wszystko w porządku) lub wszystko jest grą. To bardzo pasuje do filmu. Jak dla mnie ten tytuł zdecydowanie na plus.
Oryginalne tytuły to wg mnie byłby najlepszy pomysł. Ale jeśli chodzi o ten film, to lepiej brzmi (i ciekawiej) tytuł "Wszystko gra" niż np. "Piłka meczowa". A jeśli chodzi o inne tytuły, to faktycznie te ich tłumaczenia są jedną, wielką porażką.
wydaje mi się, że jeden z fajniej przetłumaczonych tytułów. Piłka meczowa? co to ma znaczyć? To po prostu nie brzmi. Wszystko gra jest bardzo adekwatne - jest nawiązanie do tenisa (gry) jest znaczenie metaforyczne (dla głownego bohatera "wszystko gra" :D) Zresztą... często za bardzo najeżdża się na tłumaczy... "szklana pułapka" świetnie pasowała do pierwszego "die hard" x_x skąd mieli wiedzieć, że pojawi się sequel? (chociaż "August Ruch'a"/"Cudownego dziecka" nic nie usprawiedliwi :p )
Tytuł, akurat w tym przypadku, jest moim zdaniem IDEALNY :) Dwuznaczność, jest sednem tego filmu ;)
Sa tytuly ktorych nie ma sensu tlumaczyc na sile. Match Point jest jednym z nich.
Jak dla mnie, to tytuły oryginalne są dużo ciekawsze i gdyby to ode mnie zależało, nie tłumaczyłabym ich wcale ;)
Na przykład "Da hong deng long gao gao gua"? czyli "Zawieście czerwone latarnie"... No nie, zgadzam się, chwytliwe, ciekawe i w ogóle ale dystrybutor jednak przetłumaczył tytuł... ciekawe po co?
no tak rzeczywiście dobre porównanie chiński z którym 0.01% polaków się spotyka z angielskim z którym spotyka się i rozumie mniej lub bardziej większość polaków (mówię tu o tych którzy oglądają match point).
Więc po co w ogóle tłumaczyć film skoro większość polaków "mniej lub bardziej" go rozumie? Jak dla mnie miodzio, ale znajomość tego języka nie jest chyba obowiązkowa i ludzie którzy akurat go nie znają mają prawo rozumieć tytuł- w końcu po coś jest.
Rozważmy jakikolwiek film rosyjski z lat 70-tych czy 80-tych. Większość odbiorców mówi pewnie po rosyjsku a jednak cyrylicy w programie telewizyjnym nie widzę.
Akurat. A z tego, co ja wiem, to nie rosyjski jest obecnie najbardziej pożądanym językiem, ale angielski. Porównania do rosyjskiego nie rozumiem, a tym bardziej do chińskiego :|
I nadal pozostanę przy tym, że w oryginale tytuły brzmią znacznie lepiej. "Po coś ten tytuł jest".
Jak na polskie realia widocznie po nic. Bo niektóre tłumaczenia wołają o pomstę do nieba.
I tak jak my mamy własne wyrażenia, tak Amerykanie tudzież Anglicy mają własne, więc (niektóre) tłumaczenia wydają się jak widać - nietrafione.
Tyle w temacie.
Pożądanym? :D No cóż...
Być może tytuły w oryginale brzmią lepiej, nie przeczę, ale co z tego skoro wiele osób (jak już mówiłam znajomość danego języka nie jest obowiązkowa, i nie ważne jest czy jest to angielski, chiński, rosyjski, francuski, włoski czy islandzki i jak bardzo ten język jest "porządany" czy popularny) go po prostu nie rozumie?
Moim zdaniem tytuł polski powinien brzmieć "długie pogaduszki na dobranoc czyli ślady szponów na parapecie" or samfink ebałt. Byłoby nie dwu- ale trójznacznie
;)