I mam bardzo mieszane uczucia...
Podstawowy problem tego filmu to obsadzenie Jonathana Rhys-Meyersa w głównej roli. Jako tenisista i początkujący biznesmen wypadł całkiem w porządku, potem było tylko gorzej. W roli zabójcy był już bardziej śmieszny i żałosny niż wiarygodny, choć w scenie na posterunku jeszcze coś mu tam wyszło w kwestii zagrania.
Scarlett - na początku bardzo naturalnie; potem zapadły mi zwłaszcza sceny, gdy dzwoniła do Chrisa by powiedzieć mu o ciąży - uważam je za bliskie mistrzostwa w ukazaniu tak silnych emocji.
Genialni byli za to Emily Mortimer i Matthew Goode, przyjemnie ich się oglądało, zwłaszcza Emily naprawdę się postarała.
Wprowadzenie dwójki zabawnych detektywów na koniec jak najbardziej na plus (ach te dialogi o snach:)
P.S. Lepiej obejrzeć ten film w wersji z lektorem.