Kolejny film Allena to nie film, tylko opera.
Dowody:
-przerost formy nad treścią, czemu szczególnie sprzyja umiejscowienie akcji w Wielkiej Brytanii. Po tym filmie już wiem jak śmiertelnie nudni i schematyczni są Anglicy,
- kluczowym momentom filmu towarzyszy włoska muzyka operowa,
- jest niszcząca namiętność, zbrodnia, duchy i cały tłum dupkowatych bohaterów
Kto nie przepada za operami uśnie na „Wszystko gra” (jak moja ukochana).
Dla mnie opera prezentuje 10% ciekawych treści, a 90% zajmują efekty. Tak jest i tym razem.
Te 10% to bardzo ciekawy temat opery: strach przed utratą osiągniętej pozycji, przed luksusowym i wygodnym życiem. Bohater osiąga tą pozycję w taki sposób, że nie powinien żyć w zgodzie z samym sobą, nie powinien sobie spokojnie patrzeć w lustro. Ale robi wszystko, żeby tak było. Bohater jest tchórzem. W życiu wybiera najprostsze rozwiązania, brak mu autorefleksji. Jego motywacja w obronie tego dostatniego, ale nudnego życia i jednocześnie ucieczka od odpowiedzialności są doprawdy fascynujące i zadziwiające. To może wiele dać do myślenia widzom w kwestii ich wyborów.
Polski tytuł filmu zdradza zakończenie.
Parę spraw zasługuje na uwagę:
- szczególnie doceniam motyw z obrączką – to genialny pomysł. W pewnym momencie ten rekwizyt widzowie odbierają jako coś, co okaże się gwoździem do trumny głównego bohatera i śmieją się z trywialności zdarzenia a już za chwilę śmieją się z siebie, gdy obrączka okazuje się dla bohatera zbawienna, uwalnia go od kłopotów,
- uroda Scarlet – sam moment gdy mokra koszulka oplata jej kształtne ciało warty jest wizyty w kinie. Dochodzą jej zmysłowe usta. Wybaczyłbym Allanowi te 90% nudy, gdyby namówił Scarlett do odważniejszych scen łóżkowych,
- film ośmiesza angielskich detektywów. W ten sposób Allen rzucił cień na policję ojczyzny Szerloka Holmesa.
Byłam w operze może ze trzy razy(trzy razy zasnęłam) i pewna jestem, że nigdy więcej się tam nie wybiorę, ale mimo to filmem jestem zachwycona. Podziwiam Allen'a ze to, że choć każdy jego filmu różnił się od poprzedniego zawsze dało zię poznać że jest to jego robota i tu nagle po czterdziestoletniej praktyce coś tak zaskakującego i niezwykle świerzego.
Dużem minusem jest główny bohater, który moim zdaniem jest absolutnie pozbawiony charakteru, jest bezbarwny i nijaki, a do tego jest komfornistą.
W tym miejscu muszę się jednak zgodzić, że nawet setkę beznadziejnych postaci uratować może Scarlett! Każda rola w jej wykonaniu wydaję się być majstersztykiem. Zaproponowanie jej roli w filmie było najlepszą decyzją reżysera.
Sam motyw poruszony w filmie-czy życiem człowieka może kierowć szczęście-dość ciekawy, historia również. Reasumując , film ma dużo więcej mocnych niż słabych stron więc jeśli chodzi o mnie chętnie wybiorę się do kina po raz drugi. Zdrowia
Tak Kellan, Scarlett ma swoje 5 min. Już w "Wyspie" mnie zaintrygowała.
Piszesz, że minusem jest główny bohater. Domyślam się, że oceniasz jego postawę, a nie oceniasz w tym miejscu aktorstwa.
Chyba jesteś wielką miłośniczką tego neurotycznego inteligenta Woodego. Świadczy o tym Twój pseudonim :) Kellan to bardzo blisko do Allen
No cóż Mnichu muszę Ci przyznać racje. Pomimo mojego dość młodego wieku widziałm juz całkiem sporo filmółw Allen'a, a od kiedy zobaczyłam "klątwę skorpiona" i "tajemnice morderstwa na Manhattanie" kochem jego twórczość, ale mimo to nie traktuje go bezkrytycznie, jeżeli jest cos co mi się nie podoba ni mrużę na to oczu, nie jest to ślepe zapatrzenie, ale jedynie podziw i uznanie. Dlatego nie chcę być traktowana jak subiektywna fanka Allen'a.
Jeśli chodzi o Scarlett to "wyspa" w porównaniu z "między słowami" i "dziewczya z perłą" wydaje się być jej najgorszym filmem. Jest ona najpiękniejszą, najseksowniejszą, a już napewno najbardziej utalentowaną akrorką ostatnich czasów. Takie jest moje skromne zdanie na jej temat;)
Zdrowia.
mnie ten film zaskoczył. Nie chodzi o fabułe ale o to ze nie jest to typowy Allen.
Nie ma Nowego Yorku nie ma tego jego klimatu za to jest swietna muzyka , rewelacyjne sceny obraczka, akcja w zborzu
Swietna mieszanka romasu dramatu, trillera i komedi, polecm na wieczor.
Ps. Nie trzeba byc fanem opery ze by sie swietnie rzy tym bawic
a druga sprawa nie zdradza sie calego filmu w recenzji to niemile dowiedziec sie jak sie to wsyztsko konczy
Ps3. Detektywi rządza :)
Marucin, przecież nie zdradziłem w tym poście zakończenia filmu.
Tak sobie myślę, może właśnie za dużo tych gatunków.
Fakt, że Allen wgryzł się w istotę angielskości, umiał ją tak znakomicie przedstawić, nawet z niej zakpić zasługuje na uznanie.
Nie wiem jak Tobie ale mi ich (rodzina Cloe) styl życia nie odpowiadał, męczył, zachowanie tej formuły, konwenansów, nic nieprzewidywalności - toż to nudne jak flaki z olejem
Świetne spostrzeżenia - brawo!
Choć nie zgadzam się z Tobą w ocenie filmu - w moim przypadku nie udał się Allenowi - to operowa paralela i narzekanie na polski tytuł znakomite.