Z tego co wiem Woody dość często nawiązywał w swoich obrazach do twórczości Dostojewskiego, tym razem poszedł na całość i uraczył widzów polemiką ze "Zbrodnią i karą". Ogólnie z przyjemnością oglądam filmy Allena, mimo że zazwyczaj nie zgadzam się z jego światopoglądem. Ten film, zapowiadający się na komedię obyczajową portretującą współczesną angielską arystokrację, przeradza się z czasem w prawdziwą grecką tragedię z wyjątkowo pesymistyczną wymową. Klimatu miała dopełniać muzyka operowa, ale wg mnie (oprócz sceny kulminacyjnej) nie zgrało się to zbyt dobrze z obrazem. Najbardziej podobało mi się, że film zostawia widza z kilkoma refleksjami na temat ludzkiej natury i nie tylko. Polecam, jeden z lepszych "Allenów".
[spoiler]
W pierwszych scenach Chris czyta "Zbrodnię i karę" właśnie. Znamienne malutkie momenty nadają temu filmowi zupełnie inną wartość i znaczenie (książka, obrączka).
Słowa o szczęściu świetnie oddają los Chrisa. Tak - miał ewidentne szczęście - z nic nieznaczącego nauczyciela tenisa zyskał pozycję w arystokratycznej rodzinie. Był zdolny, inteligentny, wszystko mu się udawało - zbrodnia też uszła mu płazem, tylko czy w tym wypadku to szczęście ma taki sam wydźwięk? Żyć ze świadomością zbrodni - prosta droga do szaleństwa.
Tak, dosyć wyraźne nawiązania do 'Zbrodni i kary'.
Jednak tak samo jak książka Dostojewskiego tak i ten film uważam za troszeczkę nudnawy... Może melancholijny. Trzeba do niego usiąść z odpowiednim nastawieniem, ja spodziewałam się czegoś trochę innego...