Pełnometrażowy debiut Phila Trailla spełnia wszelkie wymogi, by stać się
najbardziej nieśmieszną komedią roku: męczy, dręczy i poniewiera do tego
stopnia, że towarzyszące całości współczucie (Sandrze, tytułowemu
Steve'owi, nam samym) staje się jedynym bodźcem motywującym do pozostania w
kinowym fotelu. A to, wbrew pozorom, nie lada wyczyn! 1/10